Sporo zmieniło się u Joe Caseya, lidera Protomartyr, od czasu, gdy rozmawialiśmy tuż po wydaniu “Ultimate Success Today” w 2020 roku, jeszcze dla MusicNow. Nowy, szósty album grupy z Detroit nosi silne piętno odnalezionej przez lidera miłości i utraty Mamy.
(English version below)
Tytuł Waszej najnowszej płyty przypomniał mi dowcip: Jaś mówi do mamy: Kiedy dorosnę, chcę być muzykiem. A mama odpowiada: Nie możesz mieć jednego i drugiego, musisz wybrać.
Czy jest w tym ziarno prawdy?
Joe Casey: Dzięki byciu z zespole możesz uniknąć pewnej odpowiedzialności, a więc możesz odroczyć swoje dorastanie. Problem pojawia się, gdy ono nagle dopadnie cię, gdy masz czterdzieści kilka lat i brakuje ci pieniędzy i wtedy musisz szybko dorosnąć. A więc: tak, to prawda, że jedną z korzyści bycia członkiem zespołu jest to, że możesz dłużej doświadczyć wolności przypisanej młodości i rozciągnąć ją w czasie bardziej, niż jest to możliwe dla normalnego człowieka.
Co oznacza dla Ciebie bycie dorosłym?
Och, to znaczy po prostu, że częściej coś cię boli i że masz więcej obowiązków, czy tego chcesz czy nie. Ale kiedy jesteś dorosłym i jesteś członkiem zespołu próbujesz odnaleźć równowagę, by być tak artystycznie wolnym jak wcześniej. Wraz z coraz dłuższym funkcjonowaniem zespołu sprawy finansowe zaczynają coraz bardziej dzwonić ci w głowie; bardziej, niż wtedy gdy byłeś młody i głupi.
Ale generalnie być dorosłym znaczy martwić się więcej o swoje zdrowie i pieniądze.
A Ty się martwisz?
Tak, zamartwianie się to mój zawód. Zawsze był. Zamartwianie się o rzeczy poza moją kontrolą to nic nowego. Taki po prostu jestem.
Sformułowanie „formal growth” w tytule kojarzy mi się z uzyskaniem dowodu osobistego…
Tytuł pochodzi z książki ilustrowanej przez Maxfielda Parrisha, który żył na początku XX wieku i namalował mnóstwo ciekawych obrazów i ilustracji do książek. Stworzył serię o amerykańskim południowym wchodzie, to była pewnego rodzaju książka przyrodnicza. Jeden z obrazów przedstawiał pustynię z dzikimi osłami. Użyte kolory były bardzo interesujące, szare i ciemne. Ten obraz nosił tytuł „Formal Growth in the Desert” właśnie. I te słowa po prostu ze mnie wyskoczyły. Odkąd ich użyłem, zaczęły funkcjonować jako oficjalny tytuł albumu.
„Formal” w tym przypadku oznacza, że ten wzrost jest zaplanowany, że ktoś podjął taką decyzję. Jestem pewien, że to sformułowanie odnosi się do faktu, że życie na pustyni jest bardzo trudne i że wymaga mnóstwo wysiłku.
Dla mnie „formalny wzrost” oznacza, że coś jest już oficjalne, jak powiedziałaś: otrzymujesz dowód, więc to takie zaplanowane dojrzewanie.
Z biegiem czasu, gdy zdobywasz doświadczenia, odzwierciedlasz je w tekstach. A więc jako zespół dorastacie na oczach swoich słuchaczy. Czy może niepotrzebnie doszukuję się tu konotacji?
Nie, to ta zabawna część tworzenia albumu: myślisz zbyt intensywnie o pewnych rzeczach i próbujesz od nich uciec. Podstawową rzeczą, o której chciałem napisać – bez względu na to, czy się wydarzy, czy nie – to życie w post-pandemicznym świecie, gdzie życie zdaje się toczyć równolegle z tragicznymi wydarzeniami w skali globalnej. Wszyscy postanowili, że covid się nie wydarzył (śmiech). Kolektywnie zapomnieliśmy o nim. Nie umiem stwierdzić czy to dobrze, czy nie. Może to wyraz ludzkiej odporności? A może ludzkiej głupoty? Nie uczymy się na lekcjach z przeszłości. To ta pustynia, z której jako zespół próbowaliśmy się wydostać. I może jako społeczeństwo pewnie także. Stamtąd możesz iść w każde miejsce. Możesz też utknąć na pustyni, gdzie definiuje cię przeszłość. To określiło piosenki na albumie.
W tym rozumieniu muzyka jest dla Ciebie sposobem ułożenia się z życiem.
Tak. Nie myślałem o niej w ten sposób, nie sądziłem, że pomaga mi, ale mając ją, gdy odebrano nam możliwość koncertowania, zrozumiałem, że jest dla mnie ważną częścią życia. Nie wiem, jak bardzo jest ważna, ale pomogła mi uzmysłowić sobie, że jest jedyną drogą wyjścia. Karmiła mnie bardziej niż w przeszłości.
Gdy coś zostaje ci odebrane, zaczyna więcej znaczyć.
W Polsce wszyscy zapomnieli o pandemii, gdy wybuchła wojna w Ukrainie.
To zabawne, macie wojnę zamiast zarazy. W Stanach mamy tysiące ludzi takich jak Trump lub nawet gorszych, którzy sprawiają, że Ameryka wciąż chce być w stanie wojny. Oczywiście nie znaczy to, że chcą atakować ludzi, ale że wciąż żyjemy w strachu, że ktoś nas dopadnie. To widać w każdym głosowaniu. Oni zawsze obawiają się napływu imigrantów i chcą umacniać granicę. Ameryka ma ten mentalny problem, że wciąż chcemy bać się czegoś. To jedyny sposób, by utrzymać pewne postrzeganie zwierzchników. Wy macie realne zagrożenie, a my żyjemy tymi wyimaginowanymi.
Śpiewasz o malejącej populacji tygrysów czy niepewności, ale ostatnie słowa na albumie dotyczą miłości: „Pocałuj mnie, ukochana, pocałuj zanim odejdę”. Nie spodziewałam się tego.
Zgadza się, ale nawet kiedy w przeszłości śpiewaliśmy o ciężkich tematach, zawsze próbowaliśmy odnaleźć ucieczkę. W przeszłości to była swego rodzaju prawda. „Forlam Growth in the Desert” to szósty album w moim życiu. Przez długi czas próbowałem unikać słów typu: och, miłość może być odpowiedzią na trudy życia. Unikałem ich jak zarazy na pierwszych pięciu albumach, bo gdyby to pochodziło ode mnie, nie byłoby to prawomocne: nie miałem takich doświadczeń. A myślę, że trzeba być szczerym gdy pisze się piosenki o własnym życiu. Kiedy przydarzają ci się dobre rzeczy, nie możesz chować się za murem niepewności, musisz to przyjąć. To, co przyszło do mojego życia pomogło mi uporać się z depresją. Więc dlaczego nie śpiewać o tym?
A ostatnie słowa… Przypomniało mi się, że znam ludzi, którzy gdy zaczynają czytać książkę, zawsze najpierw sprawdzają ostatnie jej zdanie, by mieć coś, na co mogliby czekać. Jako osoba, która pisze słowa przykładam wagę do ostatniego wersu, bo to coś, z czym zostajesz.
Dla mnie najważniejsze słowa na płycie znajdują się w Polacrilex Kid: „Czy możesz nienawidzić siebie i wciąż zasługiwać na miłość?” Dla kogoś, kto wciąż słyszy krytyczny głos w swojej głowie, takei słowa mogą zmienić wszystko. I psychologowie także powtarzają, że aby ktoś pokochał ciebie, musisz najpierw pokochać siebie.
Jeśli nikt nie mówił ci, że jesteś w porządku, nie wiesz, jak to jest być w porządku lubi nie. Moje dzieciństwo było bardzo szczęśliwe, więc zastanawiające jest, gdy pytasz samego siebie „dlaczego się nienawidzę?” Niekoniecznie więc jest tak, że nie słyszysz dobrych słów od innych. Ale kiedy chcesz uzyskać od świata realistyczną opinię na swój temat, najpierw musisz uzyskać ją od siebie, a tu często sami jesteśmy najsurowszy wobec siebie. Jak powiedziałaś, powinniśmy najpierw kochać siebie, by pozwolić innym to zrobić. Ale… łatwiej powiedzieć niż zrobić. Więc jeśli jest jakiś sposób, by pozbyć się uczucia, że nie jesteś wystarczająco dobry… Kiedy ktoś oferuje ci miłość, a ty myślisz, że nie jesteś jej wart… To był mój problem. Wciąż jest, chociaż jestem po ślubie. Musisz zidentyfikować problem, bo to może być jego częścią. Tak było w moim przypadku.
Powiedziałeś, że miałeś szczęśliwe dzieciństwo. Co mówili Twoi rodzice, kiedy powiedziałeś, że chcesz zostać muzykiem? Czy było tak jak w tym dowcipie?
Moi rodzice byli zawsze bardzo wspierający bez względu na to, co chciałem robić. Ale myślałem, że po prostu jako rodzice muszą być wspierający. Zdecydowałem, że zostanę muzykiem kiedy mój tata już nie żył. Jego śmierć popchnęła mnie ku muzyce. Wcześniej chciałem oszczędzić im wstydu patrzenia na to, jak próbuję zostać muzykiem. Myślę, że to tylko moje zdanie, bo dziś wiem, że nie byliby zawstydzeni. Zawsze potrzebujesz mieć nieco pewności siebie. Nie wiem, czy da się ją komuś wpoić. Mój tata na pewno byłby podekscytowany, że podróżuję z zespołem dookoła świata. Na pewno oboje by to tolerowali (śmiech).
Opowiedz o okładce albumu. Jest i piękna, i przerażająca.
Z ostatnim albumem zakończyła się pewna okładkowa seria. Był na nich jeden obraz, nieco wyblakły i to muzyka nadawała mu znaczenie. Na szóstym albumie chciałem zrobić coś innego. Wiedziałem, że to będzie album o miłości i mentalnym opuszczaniu pustyni. Wiedziałem, że album pozostawi słuchacza w ogrodzie, gdzie przeszedł drogę z pustyni. Tak wpadłem na pomysł okładki z dwiema postaciami. Przeglądałem książkę ze zdjęciami modelek obejmującymi posągi. Mam przyjaciela, który zrobił dla nas wiele teledysków i jest bardzo sprytną osobą. Przedstawiłem mu pomysł, że chciałbym pokazać kobietę obejmującą posąg, odwróconego Pigmaliona. On stworzył 5 czy 6 masek. Pomysł ewoluował jednak do dwóch osób, które próbują się ukryć. Jej wyraz twarzy jest bardzo ciekawy, to niekoniecznie miłość, raczej coś nieuchwytnego. Wewnątrz możemy zobaczyć tych samych ludzi, ale osoba w masce zsuwa ją nieco.
Może na okładce następnego albumu również znajdą się dwie osoby; zobaczę, dokąd mnie to zaprowadzi. Ostatnie albumy były albumami samotnika, przy tym chodzi o połączenie z inną osobą.
fot. Trevor Naud
***
Title of your new album reminded me about the old joke when little Johnny says to his mother: Mom, when I grow up, I want to be a musician. And she replies: You need to choose, you cannot have both.
Is there a grain of truth in this?
Joe Casey: (laughter) In a lot of ways you can avoid ceratin responsibilities by being in a band so it can be a postponed developement. The problem is eventually it catches up to you and then you have to grow up pretty fast when you find out that you don’t have any money and that you’re in the middle of your forties. So yeah, it is definitely true that one of the benefits of being in a band or being a musician is that you can embrace the freedom that comes with youth and extend it for longer that for normal human being is possible.
What does being a grow up person mean to you?
Ohh, it just means that you have more aches and pain and you have more responsibilities either you want it or not. But when you are a grown-up and in a band you try to figure out ways to balance that you can be as free artistically as you were. As the band goes on the finacial things start to play more in your head more than when you were young and dumb.
But in general I think that it means worrying much more about your health and money.
Do you worry about it?
Yeah, I am a worrier by trade. I’ve always been. This is nothing new to me to worry about things that are beyond my control. It’s just who I am.
„Formal growth” connotates for me with getting an ID…
The actual title comes from a book that was ilustraded by a painter called Maxfield Parrish who was working in the early twenty century and did a lot of very fanciful paintings and illustrations for books. He did a series about american South-West, it was a kind of natur ebook, but one of the paintings he did was the painting of a desert with wild donkeys on it. The colours are very intresting, dark and grey. It is called „Formal Growth in the Desert”. As far as I can tell those words just jumped out of me. Since I’ve already used it, it’s offical.
„Formal” for me means that there is a certain plan to it, a certain decision made. I’m sure that what they are referencing is that life in a desert is very hard and it takes a lot of effort.
For me it means more like it’s official, just like you said, getting an ID, so more planned-out growth.
When you experience life, it is later shown in the lyrics. So you as a band also formally grow on our eyes. Or do I dive too deep?
No, this is the fun part of doing an album: thinking about things a little bit too hard and trying to get away with it. The basic thing that I was gonna write about – knowing weather it’s gonna happen or not – life in a post-quarantine, post-covid place where life seems to go on along with world-wide tragic events. Everybody has decided that it didn’t happen almost (laughter). We kind of collectively forgot that it happen. And I can’t tell if that’s a good or bad thing. If that’s a sign of human resiliance? Or a sign of human stupidity? We don’t learn from the lessons of the past. That was this kind of desert we were getting out as a band. And maybe as a society as well. And from there you can go to any place. You can be stuck in a desert where past define you so much. That defined the songs on the album.
In this understanding music seems to be your way to get along with life.
Yes, it is. I didn’t use to think so, I didn’t think it helped me too much, but when we couldn’t tour, having it taken away from me, it helped me realize that musi cis kind of important part for me. I don’t know how imporant it is but it helped me realize that it’s my only way out. It helped me to nurture a little bit more than in the past.
When you realize something has been taken away, means a lot more to you.
We got the same, we just forgot about covid when war just by our border began.
It’s kind of funny, you got war instead of pestilence. In the US we got thousands of people like Trump or even worse who cause that America wants to be constantly in a state of war. Of course it doesn’t mean that they want to go and attack people, but we constantly want to have this fear in us that somebody will come to get us. That can be expressed in every voting session. There is always fear that immigrants will come across the border and that we need to secure it. America got this mental problem when we constantly want to be afraid of everything. That’s the only way when we can maintain in sort of perceive superiorities under some sort of attack. You got an actual thread when we sort of live off of imagine threads.
Even that you are singing about vanishing population of tigers and uncertainity, the last words on th album are about love: „My love kiss me, kiss me before I go”. I didn’t expect that.
Right, but even in the past when we sung about heavy subject matter there was always attempt to find some sort of escape. In the past it was some sort of truth. It is sixth record that is going out of my life. For a long time I tried to avoid words like: oh, love can be the answer and response to hardship in the world. I had avoided it like a plague for the first five albums, bacause when it was coming from me I think that it wouldn’t be legitimized: I didn’t have that experience. I also think you need to be honest when you write songs about your own life. When good things happen to you you cannot hide behind a wall of insecurity, you need to embrace it. What would’ve come into my life helped me to get out of my depression duing that period. So why not sing about it?
And the last words… It reminds me that I know a people who get a new book to read, they always read the last sentence before they start to read the whole book to have something to look forward to. Me being a person who writes the words, I contribute to the last line, because it’s something to send-off.
For me the most important verse in this album are „Can you hate yourself and still deserve love?” It can be a life changer for someone who got this critic voice in his head. Therapists said that you have to love yourself first to let others do it.
If nobody told you you’ve done good you will never how it would feel like to do good or be good. My upbringing was very loving and very supportive, so it confusing that when you get older you ask „why do I hate myself”? So it’s not like you don’t have people telling you that you’re a good person. But if you try to get a realistic opinion of the world, sometimes you need to take realistic opinion of yourself and you can be harder on yourself than anyone else. Like you said, we suppose to love ourselves to let anybody else love us. But… easier said than done. So if there’s a way to get away from feeling that you’re not good enough… When somebody is willing to give you some love and you might think you’re not worth it… That was my issue. It still is, even though I got married. You just need to identify it, it could be a part of your problem. At least it was mine.
You said that you had a happy childhood, but what did your parsents say when you declared that you want to be a musician? Was it like in this joke?
My parents were always supportive of me for whatever I wanted to do. But I was thinking that they need to be supportive. I decided to be a musician when my father was already dead. His death kind of spurred me to get into music. A lot of it was because I wanted to save tchem the embarassement of trying. I assume it was only my opinion, because now I’m sure they wouldn’t be embarrased. You do need to have some self-confidence. I don’t know if that is sometting necesseraly bread into somebody. My dad would be definitely excited that I travel all around with the band. Both of tchem would tolerate it (Laughter).
Can you tell me more about the artwork of „Formal Growth in the Desert”? It is as scary as beautiful.
With the last record it was end of a sort of cover series. I knew that on the sixth album I want to do something else. Covers of the first five it was one image, kind of bleak where the music gives the image meaning. Here I knew that we will have songs about love and going out of a desert – menatlly. I knew that the album was gonna end with raingarden: a way from a desert to the garden. That’s how I figured out the cover and that I will have two images on it, two people. I was looking into a book with photos where models were embracing statues. I have a friend who made many videos for us and who is a very clever person. I just gave him the basic idea that I want to have a woman embracing the statue on it, a kind of reversed Pygmalion. He made 5 or 6 different masks. The idea evolved to two people trying to hide themselves. Her expression is intresting, because it’s not necessarily love, it’s more inexplicable. Inside of the poster we got the same people, but the person in a masks takes it off a little bit more.
Maybe with next album we will also have two people on the cover and see where this will take me. Last albums were more like solitary person, this one is more about connecting to another person.
fot. Trevor Naud