W stronę światła – rozmowa z Youth Novels

W stronę światła – rozmowa z Youth Novels

Z Youth Novels spotkałam się przed wrocławskim (wyprzedanym!) koncertem. Ania Babrakowska i Emil Nowak nie tyle odpowiadali na moje pytania, co po prostu opowiadali – o tworzeniu, wymyślaniu siebie na nowo, o współpracy z producentami marzeń. A wszystko to z muzyką w tle.

Jeśli „I Used to Wreck it All” była zbiorem piosenek, które napisaliście na początku działalności, Chaos I Create” była bardziej przemyślana, to „Blue” jest kompletną, spójną całością. Tylko dlaczego znów tak krótko?

Emil: To wynika z tego, że cały czas się uczymy. Stworzyliśmy materiał, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni. Nie uważam oczywiście, że wcześniejsze EPki są złe czy inne pod tym względem, ale tu pracowaliśmy bardzo długo nad brzmieniem i sprawami promocyjnymi. Ta nauka trwa cały czas i „Blue” jest jej kolejnym etapem – bardziej dopracowanym. Impulsem do przemyśleń była dla nas pandemia; mieliśmy więcej czasu, żeby zastanowić się, jak chcielibyśmy, żeby nasza działalność wyglądała. Nasza kariera akurat nabrała tempa, potem została przerwana przez pandemię, a my mogliśmy wtedy wysnuć wnioski po pierwszych paru latach grania.

Utwory z „Blue” powstawały w trakcie pandemii i każdy etap pracy nad EPką był bardziej świadomy niż w poprzednich przypadkach. Zebraliśmy wiedzę, jaką mieliśmy, nasze doświadczenia. Wcześniej chcieliśmy po prostu grać, nagrywać, wydawać. A potem zastanawialiśmy się, dlaczego to nie wypaliło, nie zadziałało, dlaczego nie jesteśmy do końca zadowoleni? Wtedy tak naprawdę po raz pierwszy przemyśleliśmy nad tym, dokąd i jak chcemy iść. Nie odkładaliśmy nic na później: jeśli coś było nie tak już w trakcie tworzenia, na bieżąco rozwiązywaliśmy problemy i poprawialiśmy je, a nie dążyliśmy do wydania materiału, bo nam się spieszy.

„Blue” jest tak krótka, bo już na więcej nie starczyło nam czasu (śmiech)

Ania: Ale też to były te cztery piosenki, z których byliśmy w stu procentach zadowoleni, których chcieliśmy sami słuchać. To było to, czego szukaliśmy. Cztery piosenki, krótka historia, ale dla nas wystarczająca, by przedstawić koncept, który mieliśmy w głowie.

Emil: Stwierdziliśmy też, że jeśli przez tak krótki czas zrobiliśmy taki postęp w naszym myśleniu o muzyce, jesteśmy też ciekawi, co wydarzy się później. Nie chcieliśmy na podstawie doświadczenia i tych przemyśleń od razu wypuszczać dłuższego materiału. Zbieramy dalsze doświadczenia i zobaczymy, dokąd one nas zaprowadzą.

Ale zmierzamy do albumu i cały czas o nim myślimy.

Pomyślałam sobie, że powodem wydawania krótszych form jest przekleństwo naszych czasów – czyli słuchanie pojedynczych piosenek, a nie pełnych albumów.

Ania: To też jest dobry trop. W trakcie tych naszych przemyśleń uświadomiliśmy sobie, że wiele osób słucha muzyki z playlist, a na nie trafiają pojedyncze utwory. Dlatego też postanowiliśmy, że nasz powrót po dłużej przerwie jaka minęła od momentu wydania „Chaos I Create” będzie powrotem z osobnymi singlami. Takie były „What if” i „Woman”. To były samodzielne, niezależne utwory, które pozwoliły nam dotrzeć do szerszego grona słuchaczy. I tak jest na „Blue” – każdy utwór jest wyeksponowany, a nie ginie w całym albumie.

Emil: Masz rację, że ludzie nie słuchają całych albumów. Ale wciąż ich wymagają. Tylko mam wrażenie, że jest ich coraz mniej. Tacy słuchacze przejmują się każdą piosenką z osobna. Muzycy poświęcają czas i układają te utwory w określonej kolejności, pracują nad tym, a potem większość odsłuchuje ich wybiórczo. To boli.

My skupiliśmy się na pojedynczych utworach, które tworzą krótką, spójną całość. W ten sposób odpowiadamy na potrzeby słuchaczy, ale też zaspokajamy własne potrzeby i czerpiemy z tego ogromną przyjemność. Gdzieś z tyłu głowy zastanawiamy się, czego my byśmy oczekiwali od zespołu, który lubimy. Trochę więc zastanawiamy się nad podejściem marketingowym, ale to dlatego, że jesteśmy niszowym zespołem i wiele rzeczy wymyślamy sami z zasobami, jakie mamy.

Nisza kojarzy się z czymś, z czego chce się wyjść, by znaleźć się w tzw. mainstreamie. A Wy? Do czego dążycie?

Ania: Z jednej strony chcemy dotrzeć do jak największej ilości osób, które potrzebują takiej muzyki, a więc chcemy wyjść z tej niszy. Ale mam wrażenie, że czasem działamy na przekór wszelkim obowiązującym zasadom. Od początku wypuszczamy krótkie wydawnictwa, podczas gdy inne grupy wydają albumy. Mamy własną drogę i idziemy własnym tempem. Nie chcemy wychodzić z tej niszy całkowicie, bo podoba nam się nasz sposób działania. Jednak wiadomo, że zależy nam na tym, żeby nasza muzyka poszła w świat, chociaż nigdy nie zależało nam na gigantycznej mainstreamowej karierze. Na nią się nie nastawiamy.

Emil: Jest nam tu dobrze. Tu chcemy tworzyć muzykę.

Zawsze myślałem, że jest na odwrót, ale ostatnio uświadomiłem sobie, jak cennym doświadczeniem są współprace, które mamy za sobą. To były bardzo przełomowe momenty dla nas. Przez pierwsze pięć lat wszystko robiliśmy sami, a w ciągu ostatnich dwóch lat było tego naprawdę sporo. To też są przemyślane działania, nie efekt przypadku czy zdania się na innych.

Teraz to, co robimy bardzo nam się podoba, a wcześniej nie do końca chcieliśmy odsłuchiwać swoje płyty. Wydawało nam się, że nie powinno tak być, że słuchamy własnych utworów – to wydawało się takie egoistyczne. Teraz stwierdziliśmy, że nasze piosenki muszą podobać się nam, by podobały się innym ludziom. Zaczęliśmy w nasze utwory wierzyć i czujemy je w pełni. Inaczej to nie zadziała na odbiorców.

I ten odbiór naszej twórczości rzeczywiście się zmienia. Bardzo powoli, ale się zmienia. Ludzie to bardziej czują. Wcześniej zastanawialiśmy się, dlaczego ludzie nie podchodzą do nas, nie piszą komentarzy. Teraz wiemy, że jest wiele osób, które czują to, co my i mówią lub piszą nam o tym. To coś, co odkryliśmy. To dały nam też współprace – odkryliśmy, że one nie polegają tylko na umiejętnościach drugiej osoby, ale chodzi o to, by one też to czuły. I to było dla nas uderzające doświadczenie.

Wybierając osoby do współpracy kierowaliśmy się wyłącznie własnym widzimisię. Pisaliśmy do nich z przekonaniem, że najgorsze co może się stać to to, że nie odpisze lub odmówi. Ale na razie wszyscy byli chętni i wychodziły z tego super rzeczy. To były naprawdę momenty przełomowe. Tak było przy współpracy z Chrisem Allenem – strzał w dziesiątkę. My trafiliśmy z wyborem, a on zrobił to tak, jak my chcieliśmy to usłyszeć.

Możemy dalej być w niszy, byle tylko sprawy toczyły się jak do tej pory, a słuchacze naprawdę czuli naszą muzykę. Chcemy tworzyć pewnego rodzaju społeczność, chcemy, żeby muzyka dawała ludziom to, co daje nam, gdy jej słuchamy. Chcemy, by ludzie odnaleźli w niej siebie, swoje miejsce, swoją przestrzeń.

Mówicie, że przemyśleliście to, jak chcielibyście, żeby wyglądała Wasza działalność, ja mówiłam, że „Blue” jest kompletna i spójna. Czy to znaczy, że sama muzyka nie wystarcza? Że musi za nią stać jakaś przemyślana strategia, że zespołowi musi towarzyszyć jakiś koncept, przekaz wizualny?

Ania: W dobie social mediów to wszystko ma znaczenie. Muzyka jest oczywiście bardzo ważna, ale to wszystko dookoła, co jej towarzyszy jest kluczem do sukcesu. Zależało więc nam na spójności wizualnej; tak, by każda osoba, która zobaczy jedno nasze zdjęcie wiedziała, czego może oczekiwać. Cała oprawa wizualna „Blue” odpowiada więc potrzebom odbiorców. Bardzo szybko przywołuje skojarzenia, co możesz usłyszeć włączając naszą EPkę.

Emil: Ale my też lubimy tym się bawić. Wizualność pojawia się już na początku tworzenia, już od pierwszych dźwięków szukamy odniesienia w obrazach. Chcielibyśmy, aby w przyszłych projektach było ich jeszcze więcej i żeby muzyka nie była głównym elementem, ale jednym z kilku. Już teraz intensywnie myślimy o tym, aby na koncertach i dookoła nas pojawiło się więcej odniesień wizualnych, filmowych.

Sami już macie na koncie doświadczenie z tworzeniem muzyki do serialu „Zachowaj spokój”.

Ania: Przy pojawieniu się zespołu i piosenki w filmie statystyki słuchalności wzrastają nawet do kilku tysięcy procent. Zależy nam znalezieniu odbiorców także w ten sposób. Wiem, jak to wyglądało w przypadku wcześniejszych naszych doświadczeń z serialem „Pod Powierzchnią”. Teraz po muzyce dla serialu Netflixa sporo ludzi z całego świata trafiło do nas. Uważam, że nasza muzyka jest w pewnym sensie ilustracyjna, pasuje do różnych stanów, sytuacji, więc dążymy też do tego, by nasza muzyka wpasowywała się w jakieś historie. Granie koncertów, tworzenie muzyki do seriali, nagrywanie płyt idą ze sobą w parze i dla nas jest to droga dobra, jak każda inna, by dotrzeć do większej grupy odbiorców.

Blue oznacza kolor niebieski, ale także smutek. Czy to właśnie z nim chcecie być kojarzeni?

Ania: Dla nas blue to też wolność, przestrzeń, woda, niebo. Łączy się z nim tak wiele znaczeń, skojarzeń, że chcieliśmy pozostawić słuchaczom otwartą na interpretacje furtkę. To słowo nasuwa skojarzenia, ale pozostawia też pole do manewru. Właśnie tak chcieliśmy nakierować odbiorcę na pierwsze wrażenia. To pozwala osobom zainteresowanym zdecydować, czy to jest dla nich czy nie.

Ale tak, smutek jest wokół nas. Chcielibyśmy jednak, aby singiel „Blue” był symbolem uwolnienia od smutnych myśli. Jest tam trochę światła, a my dążymy w jego kierunku, by uwolnić naszą muzykę od ciężkich emocji. Zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi i jak będziemy się z tym czuli.

Galeria z koncertu