Czuję tę złość – wywiad z Craigiem Dyerem / The Underground Youth

Czuję tę złość – wywiad z Craigiem Dyerem / The Underground Youth

“Świat stał się gównianym miejscem” – mówi Craig Dyer, wokalista i gitarzysta The Underground Youth, w wywiadzie, w którym niespodziewanie muzyka stała się pretekstem do rozmowy o kondycji świata i branży muzycznej. Rozmawialiśmy na kilkanaście minut przed bardzo energetycznym, porywającym koncertem jego zespołu 3. listopada we Wrocławiu. (English version below)

Ostatnio szef Spotify powiedział, że jeśli zespół chce istnieć, musi nagrywać częściej niż raz na trzy-cztery lata. Patrząc na Waszą karierę, 10 albumów w 13 lat, powinniście być jego ulubionym zespołem. Czy to fair tak mówić do artystów?

Nie, zupełnie nie. To najbardziej idiotyczna rzecz, jaką powiedział ktokolwiek związany z branżą muzyczną. Streaming to współczesny wynalazek i współczesny sposób słuchania muzyki, zupełnie odmienny od tego, co znamy z przeszłości. Ale nie uważam, że muzycy powinni zmieniać swój sposób pracy ze względu na to, jak muzyka jest używana przez słuchacza. To, że na Spotify nie zarabiamy zupełnie nic, jest jedną z najgorszych rzeczy w branży; korzystanie czy wręcz nadużywanie tego sprawia, że chcę usunąć swoją muzykę ze Spotify. To okropne. To, że wydałem tyle płyt na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, wynika jedynie z mojej własnej chęci, jest wynikiem mojej własnej pracy. Nie zrobiłem tego celowo – szczególnie po to, by na tym zarobić. Żaden artysta nie powinien być zmuszany do pracy tylko po to, by móc się utrzymać. To skrajnie lekceważące, zwłaszcza kiedy pada z ust człowieka, który na każdym kroku udowadnia, że nie szanuje muzyków. Kiedy słyszysz o większych zespołach nie zarabiających tyle, ile powinny, to nie jest duży problem; chodzi o rozwój młodych muzyków, danie im miejsca i szansy na zarabianie na swojej sztuce.

Usunąłbyś swoje albumy ze Spotify?

Nie. Nie mogę. To miałoby katastrofalne skutki dla mojej kariery. Ale część mnie chciałaby. Szanuję większych artystów, którzy decydują się na ten krok, bo mogą tak postąpić bez martwienia się o skutki finansowe. Oczywiście nie chodzi tylko o pieniądze, ale o sposób, w jaki docierasz ze swoją muzyką do świata. Jest wielu ludzi, którzy słuchają muzyki tylko na Spotify i pozbawienie ich tego też jest nie fair.

Nienawidzę przemysłu muzycznego, ale niestety muszę grać w tę grę. Musimy w niej uczestniczyć, inaczej nie mielibyśmy publiczności. Wystarczająco ciężko jest z Instagramem i Facebookiem. Mamy wielu followersów na tych platformach, ale algorytmy hamują dotarcie do nich. Musimy płacić coraz więcej za reklamę. W ostatnich latach jest coraz gorzej; doszliśmy do miejsca, gdzie pisanie posta o trasie, o singlu czy o teledysku, nad którym ciężko pracowałeś, zniechęca, bo nikt go nie zobaczy, bo ktoś postanowił ograniczyć jego widoczność.

Ciężka praca, jaką wykonujesz, jest deprecjonowana przez ludzi, którzy zarabiają na tym pieniądze. To naprawdę smutne.

Jaki był dla Ciebie rok 2020? Kreatywny? Demotywujący?

Każdy artysta przeżył go na swój sposób. Nikt z nas nie był poważnie chory. Członkowie zespołu byli zdrowi i to było najważniejsze. Graliśmy koncerty tuż przed miesięczną trasą w USA i Kanadzie, a kiedy została ona odwołana, i musieliśmy wracać, wiązało się to z ogromną stratą finansową. Byliśmy bardzo podekscytowani tą trasą, podróżowaniem ze Wschodniego na Zachodnie Wybrzeże. Po powrocie od razu zostaliśmy zamknięci, zaczął się lockdown. To, co pozwoliło nam zachować zdrowe zmysły, to muzyka, którą mieliśmy nagrać. Zaaranżowaliśmy piosenki tak, by móc nagrać je w domu, stworzyliśmy domowe studia i przesyłaliśmy pliki w tę i z powrotem, by stworzyć album. Byliśmy kreatywni. Teraz możemy znów być w trasie, ale jest inaczej. Wielu ludzi, którzy przyszliby na koncert, z różnych, ale powiązanych z pandemią powodów, nie przychodzi. Atmosfera wokół słuchania muzyki na żywo zmieniła się w rezultacie pandemii i nie wiemy, kiedy wróci do normalności i czy będzie tak, jak było, czy zupełnie inaczej.

W każdym razie próbujemy wyciągnąć z tego czasu jak najwięcej, skupić się na pozytywach. Nie było tak źle, jak mogło być.

CRAIG DYER

Trzy polskie koncerty kończą Waszą trasę. Czy w jakiś sposób była ona wynagrodzeniem za rok 2020?

Z pewnością było inaczej. To była krótsza niż zazwyczaj trasa, tylko jedenaście koncertów. Normalnie gralibyśmy trasę trwającą miesiąc. W ciągu ostatnich miesięcy, gdy sprawy ponownie wróciły na normalne tory i koncerty mogły się odbyć, zgraliśmy na kilku festiwalach i zagraliśmy tyle koncertów, ile mogliśmy. To świetne uczucie móc wsiąść do vana i cały czas spędzać z zespołem. Widzimy różnicę pomiędzy koncertami, jest wiele niepokoju w związku z ilością osób na nie przychodzących, choć i tak nie aż tak dużo jak wcześniej. Zdecydowanie środowisko jest inne, inna jest atmosfera i inne są nasze odczucia. Ale dobrze jest móc znów grać.

Nie obawiasz się, że nawyki ludzi zmieniły się trwale? Że wolą zostać w domu i posłuchać muzyki ze streamingu zamiast iść na koncert albo oglądać Netfliksa zamiast iść do kina?

Główny temat, który nie jest w ogóle brany pod uwagę w tej sytuacji, to trwałe problemy psychiczne, jakie wynikną z tego, że ludzie tak długo musieli zostać w domach. Ludzie, którzy żyją sami albo nie mają możliwości spotkania z przyjaciółmi, czy większą ilością osób – myślę, że zamknięcie odciśnie na nich piętno. Psychologia będzie badać je przez dekady. Ale z drugiej strony, mówiąc z mojej perspektywy, byliśmy złaknieni muzyki na żywo i poczucia, że możemy iść do baru czy na koncert. Gdy tylko to stało się możliwe, szybko do tego wróciliśmy. W ciągu mojego życia nigdy nie doświadczyłem niemożności wyjścia do baru; zabrano mi to, a potem oddano z powrotem, więc bardziej szanuję tę możliwość. Czuję, jakbym został obdarowany. Wychodzę więcej, oglądam więcej koncertów i naprawdę znów doceniam muzykę na żywo i spotkania z ludźmi. Myślę, że na wiele osób zamknięcie miało negatywny wpływ, ale są też ludzie, którzy widzą jego dobre strony i czują się zachęceni do wdzięczności. Mam nadzieję, że to będzie trwały pozytywny efekt pandemii.

Opowiedz mi o swoim Berlinie i swoich ulubionych w nim miejscach.

Mieszkamy w Berlinie już sześć lat. Już wcześniej zdawaliśmy sobie sprawę, jak tam jest; znajomi, którzy przeprowadzili się do Berlina wcześniej, opowiadali nam o mieście; byliśmy świadomi jego ogromnej sceny muzycznej. Bar „8MM” był jednym z pierwszych miejsc, które odwiedziliśmy zaraz po przyjeździe; zaprzyjaźniliśmy się z wieloma osobami związanymi z tamtejszą sceną. Berlin ma naprawdę świetną scenę muzyczną. W Manchesterze, skąd się wywodzimy, widoczna jest konkurencja pomiędzy grupami, nikt sobie nie pomaga, wszyscy są przeciwko sobie, każdy chce być w lepszym zespole. W Berlinie każdy jest pomocny, jest tam wielu ludzi, którzy grają w różnych grupach i dzielą się wszystkim. To zdrowe środowisko dla muzyków. Mógłbym wymienić setki barów, świetnych klubów rożnej wielkości – od małych, niezależnych, prowadzonych w nie do końca legalny sposób, do wielkich ze świetnym nagłośnieniem.

Myślę, że ważne jest też położenie Berlina. Każdy zespół w trasie tamtędy przejeżdża. To miasto z długą historią sceny muzycznej, co pomaga i ożywia kulturę. Ludzie po prostu troszczą się o muzykę i scenę alternatywną. Niestety, wiele miejsc znika, wiele squatów zostało zamkniętych, co odczuło wielu ludzi.

Chris Corner z IAMX i Sneaker Pimps mieszkał w Berlinie, ale przeprowadził się do Kalifornii. Pamiętam, że powiedział, że Berlin może być toksycznym miejscem.

Myślę, że to zależy od tego, jak postanowisz, by na ciebie oddziaływał.

Wśród znajomych powtarzamy sobie taki żart: jeśli pozwolisz, by Berlin cię złamał w pierwszych kilku miesiącach, musisz wracać do domu.

CRAIG DYER

Kultura całonocnych imprez czy narkotyków może wciągnąć. Jeśli porzucisz dotychczasowe życie i dwadzieścia cztery godziny na dobę będziesz siedzieć w klubie, to naprawdę może mieć na ciebie szkodliwy wpływ psychiczny i fizyczny. Ale jeśli znajdziesz równowagę pomiędzy pracą i życiem, miasto zaoferuje ci mnóstwo pozytywów.

Rozumiem te słowa – Berlin może być toksyczny dla ludzi, którzy doświadczają negatywnych konsekwencji mieszkania w nim. Szczęśliwie dla mnie i wszystkich ludzi, których znam, to nie był długotrwały problem; wszyscy zdołaliśmy przebrnąć przez te pierwsze miesiące.

Berlin jest bardzo wolnym, niepoddającym się kontroli miastem i niektórzy ludzie pewnie nie mogą tego zaakceptować, potrzebują granic. Ale jeśli rozumiesz, jak sobie osobiście poradzić z ich wyznaczeniem, bez problemu możesz zamieszkać w Berlinie.

Nie powiedziałbym, że Berlin to toksyczne miasto, to pejoratywne określenie, na które Berlin nie zasługuje.

Jak będzie pierwsza rzecz, jaką zrobisz po powrocie do domu?

Prawdopodobnie będę bardzo długo spał (śmiech).

Podczas trasy żyjecie rock’n’rollem, a potem wracacie do domu… Jak przełączasz się między tymi dwiema sferami?

Cóż, robię to od tylu lat… Nie, nie przełączam się, jakbym nagle odstawiał to, co znam z trasy, by zmienić swoje życie. Żyję i w trasie, i poza nią. Zdecydowanie w trasie nie można się wyspać, jest za to dużo imprezowania. Kiedy gram co wieczór, jestem zmęczony fizycznie i psychicznie, ale nie próbuję się przełączać na tryb domowy, kiedy wracam. Różnica leży w prostych rzeczach: jedzeniu, które możesz sam ugotować; decyzji, czy pójdziesz do kina. W trasie wszystko podlega reżimowi, wszystko jest przygotowane dla ciebie, nie masz kontroli, możesz się tylko poddać. Miło jest więc wrócić do domu i odzyskać to poczucie kontroli, którego brakuje w trasie.

Na twoich płytach, od pierwszej do ostatniej, słychać wspólny element. Mi, jako osobie, która zmaga się ze słowami, trudno go jednak opisać. A czy Ty mógłbyś to zrobić?

Wiesz, ja też zmagam się ze słowami (śmiech). Nie. Nie wiem. Myślę, że gdybym miał to opisać i wytłumaczyć…

…ulotniłoby się…

Dokładnie. Gdyby ktoś chciał napisać książkę o tym, co w dużej mierze jest w sercu… Bardzo trudno jest wytłumaczyć to komuś, kto tego nie rozumie. I to zupełnie nie ma sensu. Ale to też jedna z najpotężniejszych sił, które powinny być traktowane z szacunkiem –  ta zdolność przekazywania uczuć. Zjeździliśmy świat, poznaliśmy mnóstwo ludzi żyjących w odmiennych kulturach, z całkowicie odmiennymi doświadczeniami, ale porozumiewamy się z nimi za pomocą czegoś tak prostego. To jedna z tych sił, które nie powinny być lekceważone albo brane za pewnik.

Nie będę próbował wyjaśniać, czym jest ten wspólny mianownik, bo to odsłoniłoby całą jego tajemnicę.

Nowy album, „The Falling”, ma potężny i wręcz apokaliptyczny tytuł. Do kogo lub czego się odnosi?

Przez ostatnie lata świat stał się gównianym miejscem. Kiedy w 2016 roku pisałem płytę „What Kind of Dystopian Hellhole is This?”, Donald Trump został prezydentem Stanów Zjednoczonych, byliśmy właśnie po głosowaniu brexitowym. Wtedy można było zobaczyć, jak rzeczy pomału się zmieniają, a Europa politycznie przesuwa się w prawą stronę. Byliśmy naocznymi świadkami, ale nie mogliśmy nic zrobić. Czuliśmy, że powinniśmy coś zrobić, zaangażować się politycznie, by tylko zmienić opinię kilka osób w sprawie głosowania za brexitem…

Wciąż mam to samo nastawienie, co dwa lata temu.

Politycznie jest bardzo źle. Nie mogę zrobić nic poza pisaniem tekstów, które jest naturalnie tym faktem naznaczone. Jako człowiek wchłaniasz to, co dzieje się dookoła ciebie – przyjmujesz to, a potem oddajesz.

CRAIG DYER

Myślę, że „The Falling” nie brzmiałby tak, jak brzmi, gdyby nie był nagrany podczas pandemii. Ma inne brzmienie niż nasze dotychczasowe albumy, ale też lirycznie to waga ciężka. 

Tytuł na okładce jest napisany w różnych językach.

Podróżujemy dookoła świata, ale ludzie wszędzie są do siebie podobni. Podoba mi się pomysł jednoczenia – dlatego napisaliśmy tytuł w wielu językach. Wydaje się to proste, czy wręcz naiwne. Ale na drodze do jedności stoją religia i kultura. To coś, czym pogardzam, ale nic nie mogę z tym zrobić. Użycie różnych języków nie zmieni świata, ale jest całkiem niezłą tego próbą.

Mówiłeś o konkurencji zespołów w Manchesterze. Wydaje mi się, że „The Sorrowful Race” jest o takim właśnie rodzaju zazdrości: Why he’s achieved so much more than I / In such a short amount of time? Czy rywalizacja jest powszechna w branży muzycznej?

Nie mówię tu o zespołach z mojego poziomu, czy zespołach, które kocham. Nie mówię nawet o sobie czy o The Underground Youth. To bardziej o samej branży. Opisuję ten rodzaj złości i rozżalenia, którego nie lubię. Wynika on z faktu, że ludzie zasługują na więcej szacunku i uznania – a tego właśnie brakuje w branży. Cytat z gościa ze Spotify nie dotyczy zespołów, które na końcu osiągają sukces czy dochodzą do sławy w pięć minut i osiągają finansową satysfakcję. Dotyczy ludzi, którzy zostali pozostawieni z tyłu i nigdy nie byli doceniani za to, za co powinni.

Czuję tę złość. Jako muzycy czy ludzie możemy żartować z tych znanych grup, ale muzyka to gówno. Wszystkie te zespoły grane przez stacje radiowe i zwracające masową uwagę… Jest tak wiele zespołów, które tworzą lepszą muzykę i także na to zasłużyły. To nie dotyczy mnie. Czuję się całkiem szczęśliwy, mając karierę, jaką mam i żyjąc z muzyki. Ale znam ludzi, którzy tworzą równie wartościowe dźwięki i mają pracę od 9 do 17, by zarobić na życie. To nie w porządku. To jest złość, o której mówię w tej piosence.

Waszym ostatnim nagraniem jest nagrany z Laurą Carbone cover „Love Hurts”. W końcu czuję, że miłość boli. Słyszę samotność, rozczarowanie, złość. Czy ta piosenka była dla Ciebie w jakiś sposób ważna?

Mówiąc szczerze, pomysł wyszedł od Laury. Jest moją przyjaciółką z Berlina. Uwielbiam jej muzykę, ma niesamowity głos i jest naprawdę uroczą osobą. Skontaktowała się ze mną podczas lockdownu; nie mieliśmy co robić, więc zapytała: „jak podoba ci się pomysł nagrania wspólnie coveru?”. Ostatecznie postanowiliśmy nagrać razem EP-kę z przeróbkami. Zasugerowałem piosenkę Roya Orbisona, którego muzyka bardzo łączy się z moją przeszłością, z moim dzieciństwem. Jest jednym z największych muzyków wszech czasów; ma głos, do którego mogę tylko dążyć. Z Laurą pracowaliśmy zdalnie, przesyłając sobie pliki. Pracowaliśmy też ze Scottem von Ryperem z The Black Rider i Jesus and Mary Chain. W tych nagraniach czuć emocje, choć ja i Laura nie do końca dzielimy historię, o jakiej „Love Hurts” została napisana. Podczas lockdownu oboje czuliśmy tę emocjonalną siłę, która została przedstawiona w piosence.

Nawet jeśli słowa nie są twoje, możesz je do siebie odnieść.

CRAIG DYER

Iść naprzód, będąc kreatywnym, to wspaniałe uczucie – przez kilka tygodni nie martwiłem się tym, że nie spotykałem się z ludźmi czy nie wychodziłem na zewnątrz; zamknąłem się w studio i pracowałem. To było naprawdę pomocne.

Wyobraźmy sobie, że muzyka The Underground Youth jest ścieżką dźwiękową. O czym byłby film?

O, wow. To trudne pytanie. Ale świetne (śmiech). Myślę, że to zależy od albumu. Kiedy zaczynałem pisać, wyobrażałem sobie – nie chciałbym używać sformułowania „concept album”, szczególnie jeśli ostatecznie płyta nim nie była – jak obrazy płyną. To chciałem osiągnąć. Najlepiej odpowiedzieć na pytanie mogę, wymieniając filmy, które już powstały: filmy francuskiej Nowej Fali czy “Personę” Ingmara Bergmana. Coś bardzo osobistego, mrocznego, nastrojowego. „Wings of Desire” czy „Paris, Texas” Wima Wendersa. To musiałby być film wzbudzający emocje, ale też surowy, ascetyczny. Naprawdę lubię zestawienie wesołej muzyki ze smutnymi słowami lub na odwrót. W każdym razie bardzo ważne byłoby dla mnie, żeby film idealnie odzwierciedlał moją muzykę.

ENGLISH VERSION:

Lately, Spotify’s CEO said that if a band wants to exist, they need to record an album more often than once in three – four years. Looking at your career, The Underground Youth with 10 albums in 13 years, should be his favourite band. Do you think it’s fair to say these kinds of words to artists?

No, not at all. It was the most idiotic thing I’ve ever heard from someone who’s supposed to be in the music industry. This is obviously the modern thing and modern age and modern way music is used by people and it’s not the same as it was before. But I don’t think as musicians people should be made to change the way they do things on the basis of how music is used by the listener. The fact that we make no money from Spotify anyway is one of the worst things about the music industry at the moment and from him using and abusing this so much and also to say this it makes me want to remove my music from Spotify. It’s awful. And the fact that I’ve released quite a lot of records over the course of ten years is only because of my own pleasure and want and my own output, it’s not the case of doing it on purpose, specifically trying to make money out of it. No artist should be made to do things more than they feel naturally able to do, just to be able to make a living from it. It’s hugely disrespectful – a statement by a man who is already hugely disrespectful to musicians at all levels. When you hear about larger bands not making as much money as they should be, that’s not a big issue, but it is about cultivating young musicians and giving them a platform and giving them a chance to make money out of their art.

Would you agree to remove your albums from Spotify?

I wouldn’t. I can’t. It would be disastrous to my own career to do that. But a part of me wishes I could. I have respect for bigger artists who choose to do that, because they can do so without worrying about the financial issues. Of course, it’s not just about the money, it’s about the way you get your music out into the world. There are a lot of people in a lot of countries who only listen to music on Spotify and to deprive them of that is also not fair.

I hate the industry, but unfortunately I have to play the game. We have to be in it, otherwise we wouldn’t have an audience. It’s hard enough now with Instagram and Facebook. We have so many followers on these platforms but algorithms stop you from hitting all of these people. They make us pay more for the advertising and it’s become worse and worse in the past years to the point that it’s just disheartening to post about a tour, about a release, a single, about a video you’ve worked really hard to create and then having it seen by no-one, because someone decided to cut that down.

The hard work you put into it is stripped down by the people who just want to make more money. It’s really sad.

What was 2020 like for you? Creative? Demotivating?

Every artist has suffered in their own ways. None of us got seriously ill. As a band we were healthy and fine and this is the most important thing. We were three shows into a month-long tour in the United States and Canada and it was all cancelled and we had to fly back, at a huge financial loss. We were very excited about the tour, travelling from the East to the West Coast. We were shut down straight away and plunged into a lockdown. I guess what helped us keep our sanity was that we had music to record. We adapted the songs to be able to record them at home, we just set up home recording studios and sent the files back and forth and managed to make a record. We were creative. Now we can tour again, but it’s different and it doesn’t quite feel the same. A lot of people that would normally come to the shows are not coming for different but related reasons. The atmosphere around live music changed as a result of the pandemic and we don’t know when it’s going to change back to normal and if it’s going to be the same again or completely different. Anyway, we tried to make the most out of it, focus on the positive. It wasn’t as bad as it could have been.

You are finishing your tour with three Polish concerts. Were they anyhow rewarding for 2020?

Certainly it was different. It’s been a short tour, only eleven shows. Normally we would play a month-long tour or longer. Over the course of the last months since things have become more normal again and venues could open, we played some outdoor festivals and did as many shows as we could. But it feels great to get into the van and be with the guys all the time again. We see differences in the venues, there’s a lot of stress because of the number of people coming to the shows, not as many as once were, so it’s definitely a different environment and a different feeling and atmosphere. But it’s good to be able to play again.

Are you not afraid that people have changed their habits permanently? That they prefer staying at home and listening to music streams instead of going to a concert and watching Netflix instead of going to the cinema?

The main thing that is yet to be fully considered is the lasting mental health problem which is going to come from this. From people being in that situation when they just stayed at home for so long. Maybe people who live alone and don’t have access to their friends or bigger groups – I think this will have a lasting effect. Psychologists will study it for decades. But on the other side, certainly speaking from my own perspective, we were starved of that live music and that feeling of being able to go into a bar or a show. As soon as it was possible again, we were straight back there. And you have more respect for it, because it’s something that certainly in my lifetime I’ve never known not being able to do. So to have it taken away for so long and then given back to you, then you feel like you’ve been gifted. I’m going out more, going out to more shows and really appreciating live music again, meeting people again. I think as many people as were affected negatively, there are also people who see the positive side and feel more moved to appreciate that. I hope that will have a lasting positive effect.

Tell me about your Berlin and your favourite places.

We’ve lived there for six years now. We were already well aware of the city from friends who moved there and about this great music scene. 8MM Bar was one of the first places that we went to after we arrived and we made a great group of friends around this scene. There is a really good music scene. Coming from Manchester where there was a sort of band-against-band competition. You’re not helpful to other people, you feel as though you’re against them, you want to be the better band. In Berlin everyone helps each other out, there are so many people playing in different bands and sharing spaces and gear. It’s a really healthy atmosphere for musicians to be in. I could list a hundred bars, amazing clubs of different sizes – from small, underground bars to big venues with amazing sound.

I also think the location of Berlin is very important. Every touring band goes through the city. It’s a place with a very big history of music and this helps galvanize that sort of great culture. People just care about music and their alternative scene as well. Sadly it is losing it in some ways, a lot of squats have been closed down, a lot of people have been affected by it.

Chris Corner from IAMX and Sneaker Pimps was living there, but he moved to California. I remember he said that in the long run Berlin can be a toxic place.

I think it depends on how you choose to let it affect you. We have a running joke with friends who move there: if you let it break you in the first few months, you need to move back home. You can be sucked into that all-night party culture, the drug culture. It can really have a detrimental effect, mentally and physically, on you, so you abandon all things in your life and stay in a club 24 hours every day. But if you find a way to have a nice work-life balance, there is so much positivity in that city. But I understand these words – it can be toxic to people who suffer from the negative effects of living in Berlin. Fortunately for me and all the people I know, it has never been a lasting problem, everyone managed to get through the first months.

It’s a very free place and some people just can’t handle that sometimes, they need boundaries. If you understand how personally you can do that then you can easily live in Berlin.

I wouldn’t say the city is toxic in general, it seems negative and Berlin doesn’t deserve that.

What will be the first thing you do when you get back home?

I will probably sleep for a very long time (laughter).

During the tour you live this crazy rock’n’roll life and then you go back home… Do you need to switch between these two spheres?

Well, I’ve been doing it for so many years… No, I don’t switch, you know, cold turkey, to change my life. I live life on tour as I live life in general. Obviously there’s a lack of sleep that comes from playing shows and partying. When you play a live show every night it’s exhausting physically and mentally, but I don’t try to switch it off as soon as I get home. The difference is in the simple things: the food you cook for yourself, the decision you make whether you want to go out, go to the cinema, anywhere. On tour everything is so regimented, everything is made up for you, you’ve not got control, you can only give yourself up to that. So it’s nice to be back home and have the sense of control that you lack on the road.

Knowing your records, from the first one to the last one, I think they all have this common element. I often deal with words and it’s quite difficult to describe it. Could you do that?

I’m dealing with words too, you know (laughter). No. I don’t know. I guess that if I could describe it and explain it…

…it would disappear…

Exactly. If someone could write a book about it, about something that is very much in the heart… It’s very hard trying to explain to someone who doesn’t understand. And it doesn’t make any sense. But it’s also one of the most powerful things that should be treated with respect – this ability to convey feelings. We’ve travelled around the world, met so many people living in different cultures, with completely different backgrounds, but we can connect with them using something that’s so simple. That is the power that shouldn’t be underestimated or taken for granted.

I won’t try to explain it because that would strip it of the secret and the power that it holds.

Your new album has a very powerful and apocalyptic title. Who or what does it relate to?

The world has gone to shit over the past years. In 2016 I was writing our album “What Kind Of Dystopian Hellhole Is This?” When Donald Trump had just been voted in as president in the States, we had the Brexit vote and you could just see things changing slowly and moving into the far-right movement across Europe in general. You witness it and there’s nothing you can do. You feel like you should be doing something, be more political, I felt that if I could just change a couple of minds during the Brexit vote… But how, you know?

And I’m still in the same mindset like two or three years ago. Nothing changed, if anything they got worse. Things are very bad, politically. I cannot do anything except focus on writing and my poetry. And my writing is naturally affected by what is going on. As a human being you absorb what’s going on around you – that’s what you take in and that’s what you give out.

I think “The Falling” wouldn’t sound like it does if it wouldn’t have been recorded during the coronavirus. It has a different sound, but also lyrically it’s got a heavy weight to it.

The title is written in various languages.

We travel around the world, but people are so similar. I like the idea of bringing things together, that’s why I did this. It seems really simple and naïve I guess. But religion stands in the way, culture stands in the way, so much prevents people from coming together. That’s something I really despise, but I cannot do anything about it. With using different languages I wasn’t trying to make a statement or change the world, it was just a nice nod to the places we’ve been and the different cultures that have taken our music on board.

You said about the competition between the bands in Manchester. I think that “A Sorrowful Race” is about that kind of envy: Why he’s achieved so much more than I / In such a short amount of time?  Is it common to compete in the music industry?

It’s not about the bands of my level or the bands I love – it’s more about the music industry. That sort of anger and resentment, I don’t like it, but I feel it. It comes from the fact that people deserve more respect and more recognition. I’m not even talking about myself and The Underground Youth. It’s just the thing that’s lacking in the music industry. This quote from the Spotify guy – it’s not about those bands which end up getting more success or can drive to fame in five minutes and have a financially successful career. It’s about the people who are left behind and who are never appreciated for what they should be appreciated for.

I do feel this anger. As musicians and human beings we can joke about successful bands, but some music is shit. Not all of the artists and bands that get radio play and mainstream attention deserve it… There are so many that do deserve it as well, that do better music. It’s not about me. I feel quite happy and lucky to have had the career I’ve had and I make a living from music. But I know people who make equally great music and have a 9-to-5 job to make their living. It’s not fair. This is the anger I was summoning in that song.

Your last song is a cover of “Love Hurts” with Laura Carbone. I can finally hear that love truly hurts. I hear loneliness, disappointment, anger. Was this song important to you somehow?

To be honest the idea came from Laura. She’s a friend of mine from Berlin. I love her music, she’s got an incredible voice and she is a truly lovely person. Laura contacted me during lockdown, there was nothing to do, she asked “how do you fancy recording a cover together?” Finally I came up with the idea to record a short EP of covers. I suggested Roy Orbison, who has got a huge connection to my past life, to my childhood. He’s one of the greatest musicians of all time with the voice I can only aspire to. We were working remotely, sending tracks back and forth. We ended up working with Scott von Ryper from The Black Ryder and The Jesus and Mary Chain. You can feel that emotion in it even if me and Laura couldn’t connect exactly the way it was written. We both had this emotional power during lockdown that just came out and was portrayed in those songs. Even if the lyrics aren’t your own, you can connect to them really personally.

Carrying on being creative during the lockdown was also such a nice feeling – if you can focus a couple of weeks of your time not worrying about seeing people or going outside, I could just lock myself in the studio and work. It was really helpful.

Let’s imagine that The Underground Youth’s music is a soundtrack. What would the film be about?

Oh, wow. That’s a very difficult question to answer. But a great one (laughter). I think it would depend on the album. When I initially started writing music I envisioned – even if it wasn’t, I don’t want to say the word “concept album” – a movie, how things flow. That is something I really want to get into at some point, working on a score or soundtrack. The best thing I can do is to name films that have already been made, like French New Wave movies by Godard or “Persona” by Ingmar Berman. Something very personal, dark, moody. Wim Wenders’ “Wings of Desire”, “Paris Texas”. It would have to be emotional, and hold some darkness. I really love the juxtaposition of happy music with sad imagery or the other way round. Definitely it would be very important for me to have a perfect film that portrays my music. Maybe one day.