Jest maj, co oznacza, że czas na Konkurs Piosenki Eurowizji (ESC). W tym roku odbywa się w Liverpoolu, chociaż w ubiegłym wygrała Ukraina – nie może ona jednak organizować konkursu ze względów oczywistych. Tak więc Wielka Brytania gości prawowitych organizatorów u siebie. Dla mnie jedno jest pewne – walka o zwycięstwo w tym roku rozegra się między państwami nordyckimi. Tylko kto zgarnie statuetkę?
Nordycka Wielka Trójka, czyli kto wygra
Szwecja – Loreen – Tattoo
Szwecja, jako kraj z wieloma legendarnymi zwycięzcami Eurowizji (jak ABBA) i rozbudowanymi na kilka tygodni preselekcjami stwierdziła, że dosyć tego dobrego, dawno nie było zwycięstwa i do walki w Liverpoolu wysłała swojego final bossa – Loreen. To wokalistka znana z hitu “Euphoria”, z którym zwyciężyła w Konkursie Piosenki Eurowizji w 2012 roku. Piosenka “Tattoo” jest potężna wokalnie i muzycznie, nietypowa scenografia jest jednocześnie minimalistyczna i robiąca wrażenie, a cały obrazek przywodzi na myśl “Diunę”. Jeśli Loreen wygra, będzie pierwszą kobietą w historii, która zwyciężyła w ESC dwukrotnie. Dodatkowo jej wygrana jest w interesie nas wszystkich, bo Szwedzi, jako spece od Eurowizji, są również świetni w jej organizowaniu (jeśli nie wierzycie, zobaczcie utwór “Love Love Peace Peace”, który zaprezentowali nam szwedzcy prowadzący w 2016 roku).
Finlandia – Käärijä – Cha Cha Cha
Finlandia – mamy więc metal. Ale do tego mamy disco, cza-czę, scenografię w postaci drewnianych palet, dziwaczny taniec, tekst o imprezie po pracy i piciu pinacolady, rap po fińsku i wokalistę wyglądającego jak postać z gry “Cyberpunk 2077”. Publiczność za nim szaleje, ale czy swoim przerostem formy nad treścią zdoła też przekonać do siebie jury? Możliwe, bo po występie Kääriji ciężko jest nie nucić w głowie “Cha cha cha” na repeacie.
Norwegia – Alessandra – Queen of the Kings
Utwór “Queen of the Kings” jakiś czas temu zyskał ogromną viralową popularność. Power metalowa ballada bez metalu, z refrenem zaczynającym się od słów “jej imię to ona, królowa królów” sprawia, że chcemy chwycić za topór albo miecz i ruszyć do walki. Jak mówi sama wokalistka, tytułową “królową królów” może być każdy. Czy sama zostanie królową Eurowizji? Jest to raczej wątpliwe.
Kto zatem zwycięży? Na pewno nie Alessandra, na którą hype w ostatnim czasie wyraźnie opadł. Największą miłością publiczności zdaję się cieszyć Käärijä, ale Loreen też ma grono niezmordowanych fanów gotowych słać na nią miliony smsów. Pamiętajmy jednak, że o wygranej decyduje również jury. Jest wielce wątpliwe, że postawią na szalonego Fina z fryzurą zrobioną od garnka, kiedy po drugiej stronie ringu stoi taka osobowość i talent jak Loreen. A jako że głosy widzów rozłożą się w dużej między tą dwójką, to mało prawdopodobne, że fani Kääriji zdołają przebić głosy jury. Jednak Eurowizję oglądamy nie tylko dla zwycięzców. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w sobotę wieczorem?
Sekcja „NIE wojnie!”
Można się było spodziewać, że po inwazji Rosji na Ukrainę i wygranej Ukrainy w konkursie w roku ubiegłym w ESC pojawią się piosenki w tym temacie. Na nasze szczęście większość to nie ckliwe ballady chcące skapitalizować nasze łzy, a mocarne protest songi.
Chorwacja – Let 3 – Mama ŠČ!
Od razu powiem, że ten fragment tekstu prawdopodobnie będzie nieproporcjonalnie długi w stosunku do pozostałych, ponieważ Chorwaci totalnie w tym roku zdobyli moje serce i mimo że nie mają szans na kryształowy mikrofon, to na nich wyślę swój głos. Piosenka “Mama ŠČ!” to połączenie satyry na dyktatorów, a zwłaszcza Putina i Łukaszenkę (tekst “Mama kupila traktora” nawiązuje właśnie do symbolicznego wsparcia rosyjskiej inwazji przez podarowanie Putinowi na 70. urodziny traktora). Pomiędzy to wpakowane są dadaistyczne fragmenty jak recytacja chorwackiego alfabetu, zaś samo „ŠČ” ma według zespołu kilka znaczeń (tłumaczyli między innymi, że po Armagedonie na ziemię spadnie rakieta z takimi właśnie literami, a innym razem twierdzili, że to dźwięk wydawany przy medytacji). Zespół Let 3, mający punkowy rodowód, prezentuje się w kolorowych strojach, przypominając wyglądem generałów w dragu. Na koniec zrzucają płaszcze, aby w prawdziwie punkowym stylu zaprezentować się w samych gaciach i podkoszulkach. Zespół znany jest z różnych podobnych prowokacji od lat. Na eurowizyjnym dywanie zaprezentowali stroje od Juraja Zigmana nawiązujące m.in. do chorwackich i ukraińskich flag, a w social mediach rozpisują się o swoim poparciu dla Ukrainy. Ich kolejna zaleta to to, że są starsi niż zwyczajowa średnia w konkursie, co pokazuje, że zaiste wiek to tylko liczba. I chociaż wszyscy świetnie się bawimy i na głos śpiewamy “MAMA KUPILA TRAKTORA”, to kiedy wokalista niemal krzyczy “Mama, idem u rat”, czyli “Mamo, idę na wojnę”, to przechodzi mnie dreszcz podobny do tego, który mam w ostatniej scenie musicalu „Hair”.
Czechy – Vesna – My Sister’s Crown
Słowiańskie braterstwo to dość znany temat, ale słowiańskie siostrzeństwo? Tego właśnie tematu postanowiły dotknąć dziewczyny z zespołu Vesna w swoim feministycznym i antywojennym przekazie. W zespole oprócz Czeszek jest też Bułgarka, Rosjanka oraz Słowaczka. Piosenka jest wykonywana w czterech językach – bułgarskim, ukraińskim (do współpracy zaprosiły też ukraińską artystkę), czeskim oraz angielskim. Rosyjska pianistka grupy symbolicznie milczy, a w wypchanym symboliką klipie pokazano, jak dosłownie karmiona jest propagandą. Dziewczyny w długich warkoczach, którymi robią niesamowitą „hairography”, śpiewają o sprzeciwie wobec dyskryminacji płciowej, sile sióstr i alternatywie do agresji – słowiańskiej przyjaźni. Z powodów oczywistych utwór zakazany jest w Rosji i na Białorusi.
Ukraina – Tvorchi – Heart of Steel
Temat wojny porusza również oczywiście piosenka ukraińska. Duet Tvorchi ostrzega w niej przed wojną nuklearną, a inspiracją do jej stworzenia była niezłomność żołnierzy Azowstalu walczących w mariupolskich zakładach do samego końca. Jedną z inspiracji była też historia ESC, konkursu, który miał połączyć Europę po straszliwym doświadczeniu wojny. „Kiedy igrają z groźbami atomowymi, nasi ludzie z sercami ze stali chronią całą Europę” – wyjaśniają Tvorchi. Do tematu nuklearnego konfliktu nawiązują też stroje i ponura scenografia występu. Jest to też jeden z najlepszych muzycznie kawałków tej edycji.
Rock, metal i jego pochodne
Niemcy – Lord of the Lost – Blood and Glitter
Niemcy na konkurs w tym roku wysłali to co mają w muzyce najlepsze – Rammsteina. Tylko w wersji queer. A więc jeśli krew – to tylko wymieszana z brokatem. Jeśli metal – to z melodyjnym, chwytliwym refrenem. Jeśli przesadzone stroje sceniczne – to niepozbawione błyskotek i mocnego, kolorowego makijażu. Jeśli występ Lord of the Lost nie krzyczy “TO JEST EUROWIZJA”, to nie wiem co robi to lepiej.
Australia – Voyager – Promise
Na rocka postawili również Australijczycy. Ich utwór mocno nawiązuje do lat 80., mamy więc chwytliwy kawałek, z cięższymi fragmentami, a gdzieś w tle plumkające synthy. Totalnie daję się zabrać w tę pełną mocy podróż.
Słowenia – Joker Out – Carpe Diem
Najlżejszy z trzech zespołów w tej kategorii to słoweński Joker Out. Śpiewając w swoim narodowym języku (których w ogóle jest w tym roku w piosenkach eurowizyjnych dużo – i dobrze!) ładni chłopcy przywodzą na myśl letnie festiwale pokroju Open’era czy Orange Warsaw Festival i zespoły takie jak Franz Ferdinand. Przyjemnie.
Sekcja folk
Mołdawia – Pasha Parfeni – Soaerele si Luna
Folk to element absolutnie obowiązkowy na Eurowizji. Mołdawia do tego dodała wpadający w ucho beat i wyglądający na nieco nawiedzony taniec. Ja się bawię doskonale.
Hiszpania – Blanca Paloma – Eaea
Blanca Paloma zaprezentuje nam w sobotę wieczorem prawdziwą sztukę. Nawiązująca do flamenco kołysanka opowiada o miłości matki do dziecka tak wielkiej, że chce być pochowana na księżycu, aby nawet po śmierci móc patrzeć na swoje potomstwo z przestworzy. Powtarzające się w piosence charakterystyczne „Eaea” ma być uspokajającym dziecko rytmem. Chociaż staging piosenki wydaje się tajemniczy i mroczny, to tak naprawdę opowiada ona o uniwersalnie ludzkim doświadczeniu – rodzicielskiej miłości. I robi to w sposób piękny.
Sekcja camp i wszelkie dziwności
Austria – Teya & Salena – Who The Hell Is Edgar?
Koncept tej piosenki jest tak zwariowany, że tylko eurowizyjne artystki mogły na niego wpaść. Tekst opowiada o tym, że ciało jednej z wokalistek przejął duch Edgara Allana Poe, który pisze za nią tekst piosenki. Ponieważ był to jeden z najważniejszych pisarzy w historii, to dzięki jego talentowi i prawdziwemu „ghost writingowi” bohaterka piosenki osiąga sukces i staje się sławna, a Edgar, jak śpiewa „płaci jej rachunki”. Jest to też komentarz do sytuacji wielu artystów, którzy nie mogą się utrzymywać tylko ze sztuki. Piosenka ma dużo chwytliwych fragmentów, jak powtarzane „Poe, Poe, Poe, Poe”, pytania „Who the hell is Edgar?”, czy chóralne „O mio padre, there’s a ghost in my body”. Do tego mamy wizualizacje w czerni i bieli i charakterystyczny układ taneczny. Idealnie wypełniony przepis na sukces – chyba faktycznie pomagał tam Edgar.
Serbia – Luke Black – Samo Mi Se Spava
Reprezentant Serbii, człowiek o wyglądzie wampira ze “Zmierzchu”, swój występ zaczyna od wyjścia z kokona rodem z filmu “Obcy”. I dalej jest tylko lepiej. Wokół tańczą ludzie w skafandrach, a na ekranie nagle pojawiają się napisy z gry komputerowej. Do tego pasek zdrowia znany z trybu walki. Wszystko przywodzi na myśli gry, horrory i anime. Kompletnie nie wiem o czym jest utwór (znowu język narodowy!), ale jestem na tak. Tytuł ponoć oznacza „jestem po prostu śpiący”, ale mi się na tym występie spać nie chce. Nawet w tym zachęcającym kokonie.
Cypr – Andrew Lambrou – Break a Broken Heart
Pan z Cypru ma kawał głosu, ale nie ukrywam, że umieściłam go tu tylko dlatego, że w jego stagingu jest dużo wody, która nagle zamienią się w dużo ognia. Lambrou ziścił to, o czym śpiewała kiedyś Adele i podpalił deszcz.
Izrael – Noa Kirel – Unicorn
Widzieliście kiedyś człowieka, który potrafi się złożyć niczym bajgiel? Nie? To Noa Kirel wam to pokaże w swojej przerwie na taniec. Chociaż patrząc na to trochę nie jestem pewna czy to taniec, czy może jednak ćwiczenia wojskowe. Utwór jest earwormem i ma szansę zajść wysoko w eurowizyjnej tabeli.
Belgia – Gustaph – Because of You
Gustaph za to przeniesie was w czasie do złotych czasów vogue’ingu w nowojorskich klubach – zarówno muzycznie jak i tanecznie. Charakterystyczne ruchy zobaczymy nie tylko na scenie, ale również na wizualizacjach, gdzie prezentują się między innymi drag queens. Gdyby tylko zeszły z tych ekranów i pokazały się na żywo, byłby to naprawdę występ 10/10.
A na koniec kilka słów o Bejba…
Nie byłam fanką Blanki na etapie preselekcji (byłam i jestem zafascynowana Jannem). Nadal nie jestem jej fanką, ale na pewno mi zaimponowała. Okazuje się, że nie tylko dobrze wygląda i nieźle tańczy, ale przede wszystkim ma twardy tyłek. Stawiła czoła hejterom i po pierwsze – włożyła masę pracy w swój występ. Obciachowe białe kozaczki zastąpiła niezła kiecka, a wokalne braki zostały poprawione albo umiejętnie przykryte chórkami. Mamy też wszystkie elementy które kocha Eurowizja – pirotechnikę, dance break (nieco kwadratowy, ale nie jest źle!) oraz dynamiczną zmianę stroju. Wywaliłabym jedynie mocno przestarzałe nakładki, które niepotrzebnie zaśmiecają występ. I najważniejsze – memy, czyli to co w ESC może artystę wywindować bardzo wysoko. Kiedy wypowiadane charakterystycznie „BEJBA” z piosenki stało się memem na tiktoku, Blanka pokazała dystans do siebie i na turkusowym dywanie w Liverpoolu pokazała się w gigantycznej sukni z równie gigantycznym napisem „Bejba” właśnie. Bardzo dużo zyskała w moich oczach i chociaż nadal nie potrafi śpiewać i wolałabym Janna, to wstydu nie ma – zwłaszcza, że „Solo” bardzo ciężko nie nucić mimowolnie.
Fot. Corine Cumming / EBU