Z Romkiem i Jarkiem Zagrodnymi, czyli duetem Bluszcz gawędziliśmy sobie nad kubkami z kawą i butelkami z kombuchą. Napojów ubywało, granice pomiędzy służbowym a prywatnym się zacierały, a rozmowa zmierzała w nieoczekiwanym kierunku.
Jeden znajomy manager napisał mi ostatnio takie zdanie: „Bluszcz to jest dla mnie fenomen. To takie miłe deja vu i sentymentalna podróż do nineteesów, zrobiona ze smakiem. Jestem zaskoczony, że to tak chwyciło”.
Jarek: Poproszę nazwisko tego pana (śmiech) Ja się tak nie czuję.
Romek: Ja też się tak nie czuję. Szczyl się czuje fenomenalny.
Jarek: Ale on śpiewa, że czuje się fenomenalnie niefenomenalny. To trochę co innego, akurat do takiego określenia mi znacznie bliżej. Bo „fenomen” to duże słowo, a my unikamy dużych słów.
Dajcie mi ego, ego!
Jarek: Ego w tym zespole jest małe i często wyśmiewane.
Romek: Często jak ktoś chce coś powiedzieć i chce żeby jego wypowiedź zabrzmiała lepiej, to ją przekoloryzowuje. Więc jeśli ta osoba chciała powiedzieć nam coś miłego, to użyła mocnych słów.
Jarek: Ale z drugiej strony jest to mega miłe jeśli ktoś tak myśli o nas, nie ma co ściemniać. Szczególnie, że ktoś tak postrzega – bo chyba o tym mowa – naszą muzykę, a nie nas samych…
Romek: Jarek, to na pewno chodzi o muzykę, nie chodzi o ciebie. Bluszcz to zespół, to produkt. Muzyka broni się sama – została nagrana, wypuszczona do ludzi, każdy robi z tym, co chce. My już zajmujemy się innymi rzeczami.
W dalszym ciągu tej dyskusji, jak i w większości rozmów o Bluszczu, padło pytanie…
Romek: Co my gramy.
Tak, co Wy gracie. Ale ja Was o to nie będę pytać. Będę pytać o to, jak Wam jest z tym, że ludzie muszą Was nazwać i sklasyfikować. Gdybym musiała napisać recenzję „Nowego Popu” na określoną (ale małą) ilość znaków to bym poległa, bo bardziej czuję Waszą muzykę niż potrafię ją opisać.
Romek: Kiedyś sami sobie żartowaliśmy, bo nie wiedzieliśmy, jak się określić i nazwaliśmy to co gramy „PRL synthwave”. Ale mimo wszystko nadal nie mamy konkretnego określenia na to, co robimy.
Jarek: My sami też bardziej czujemy tę muzykę niż ją gatunkujemy, zresztą też nigdy nie mieliśmy takiej potrzeby, aby to określać, mam wrażenie, że ten temat głównie wraca podczas wywiadów. Ludzie w gruncie rzeczy chyba też już tego nie potrzebują naprawdę. Wszystkie gatunki są tak wymieszane, że dali sobie spokój z nazewnictwem. Może słyszą echa przeszłych, oklepanych gatunków, ale chyba niedługo nie będziemy mieli potrzeby określania muzyki jedną estetyką. To jest nudne. Mamy 2k22 i muzyka rockowa sama w sobie zupełnie nas nie interesuje, chociaż mamy gitary i sobie na nich gramy. Co więcej, lubimy na nich grać, ale śmiejemy się z tego, bo kto gra dzisiaj na gitarach? To jest niepoważne.
Romek: Takie same miksy gatunkowe możemy obserwować w kinie – coraz mniej jest filmów, które można jednoznacznie przyporządkować do jednego gatunku. W tym miksie sam próbujesz odnaleźć to, co na ciebie działa, nikt nie mówi czy to ma być śmieszne czy smutne. Masz więcej pola do interpretacji.
Jarek: To się nazywa wielowymiarowość.
I to jest nowy pop?
Jarek: Myślę, że też.
Na własne potrzeby ukułam sobie taką definicję, że nowy pop to pop, którego nie wstydzisz się słuchać. Pop wraca i to już nie jest coś obciachowego.
Jarek: Nie postrzegamy popu jako coś złego. Pop jest jak bardzo szeroki wachlarz, w którym mieści się wiele rzeczy. Wiadomo, że jeśli chcesz znajdziesz tam wiele przypałowych rzeczy, ale znajdziesz mnóstwo pereł nawet na poziomie mainstreamowym.
Ostatnio rozmawialiśmy z Piotrem Metzem; opowiadał, że pop tylko u nas kojarzy się źle. Na zachodzie jest już bardziej wyrafinowany, ze smakiem. U nas to postrzeganie dopiero się zmienia.
Mieliśmy bardzo długą rozkminę jak nazwać naszą płytę i zdecydowaliśmy się na „Nowy pop” mając na uwagę szersze znaczenie tego terminu, nie tylko muzyczne. Ta płyta w kontraście do „Kreszu” miała być jeszcze bardziej osadzona w tu i teraz, współczesna, mniej klipów sprzed lat, a więcej teraźniejszości, a nawet przyszłości. Nowy pop to więc trochę nowa rzeczywistość, w której musisz się odnaleźć, znaleźć swoje miejsce.
Czyli tylko ja słyszę mnóstwo tęsknoty w tej teraźniejszości?
Jarek: Myślę, że to jest akurat nieuniknione, taka jest Romka i moja natura. Cokolwiek byśmy nie zagrali, jest w tym nuta nostalgii. Nawet gdy staramy się by tego nie było, ta nostalgia wypływa, bo jest w naszym DNA. Nie wiem, z czego to wynika, ale nie walczymy z tym specjalnie. Tak, jest tęsknota, ale jest też refleksja nad teraźniejszością.
Dla mnie ta tęsknota dotyczy prostoty, komunikacji między ludźmi, powrotu do natury. Co więcej, wydaje mi się, że my sami sobie wszystko komplikujemy i sprawiamy, że sprawy wydają się trudniejsze niż są naprawdę.
Romek: Potrzebujemy tego samego, co kiedyś, jako ludzie mamy wciąż te same potrzeby. Ale przez ilość bodźców nasz kontakt z samym sobą jest zaburzony, nie mamy czasu dla samych siebie. To jest powiedziane w piosence „Kumpel”. Jarek tam śpiewa, żeby nie myśleć tylko o innych, ale przede wszystkim o sobie, bo jeśli u nas nie jest ok, to ciężko by dać coś drugiemu człowiekowi, podczas gdy my potrzebujemy pomocy. Lepiej czujemy się w towarzystwie osób, które mają dobre samopoczucie…
Jarek: …taki dobry przelot z samym sobą.
„Kumpel” to był dla mnie strzał między oczy. Wers, że „Twoje nieużyte zdjęcia to też ty” to absolutny sztos. Robimy rzeczy na pokaz, a…
Romek: …a wszyscy wiemy, jak wyglądamy rano.
Jarek: Kiedy ukazała się ta piosenka, ktoś napisał długiego posta w mediach społecznościowych i rozkminił, że dzięki niej dziś wrzuci swoje zdjęcie, którego normalnie nigdy by nie wrzucił. Fajnie się czyta takie rzeczy, że ludzie łapią ze sobą zdrowszą relacje, nawet jeśli są to małe rzeczy. Bo „Kumpel” to niby coś banalnego i oczywistego, ale w połączeniu z muzyką oddziałuje na ludzi.
Okazuje się, że piosenka jednak może coś zmienić. Nawiązuję tu oczywiście do słów z „Alaski”.
Romek: Może ta nie, ale „Kumpel” tak (śmiech).
Wierzycie w moc piosenki?
Jarek: No jasne. Może nie na poziomie wysokiego C, ale na poziomie personalnym, gdzie masz mnóstwo małych C, muzyka, której słuchasz, jakoś cię kształtuje i wpływa jak postrzegasz rzeczywistość. Jakbym komuś powiedział w rozmowie, że mam nadzieję, że jesteś swoim kumplem, to ktoś by sobie co najwyżej pomyślał, że “to fajnie”, ale jak dochodzi do tego muzyka, melodia, to mamy więcej skłonności do zastanowienia się nad tym i chyba w tym upatrywałbym jakieś mocy.
Romek: Możesz mieć gorszy czas, ale usłyszysz słowo, które podniesie cię w górę i zrobi ci dzień. Podobnie jest z piosenkami.
A pamiętacie swoją pierwszą usłyszaną piosenkę w życiu?
Romek: Pamiętam jak nasz ojciec nagrywał na Unitrę naszego starszego brata śpiewającego „Leżę na plaży w San Pedro”, czyli polską wersję „La Isla Bonita” Madonny. Kaseta była żółta i było na niej napisane „Krzysiu”. To był chyba pierwszy moment, gdy skumałem, że jest coś takiego jak muzyka.
A razem we trójkę śpiewaliśmy „W stepie szerokim” z „Pana Wołodyjowskiego”. Pamiętasz?
Jarek: Nie mam chyba tak wczesnych wspomnień. Trochę później pamiętam płytę Metalliki, której Romek słuchał z kumplem i pamiętam „Nothing Else Matters”. I listę przebojów wszech czasów w MTV Classic, gdzie Metallica wciąż była na pierwszym miejscu na przemian z „High Hopes” Pink Floyd. Fascynował mnie wtedy i do dziś ten abstrakcyjny teledysk.
Romek: I „November Rain”, i Slash wycinający solówkę na tle kościoła.
Ech, to były czasy.
Jarek: Ale teraz też są czasy! Pomyśl sobie, że za dwadzieścia lat ktoś będzie tak mówił o naszych czasach w ten sposób.
Może mówię tak, bo w innych czasach nadążałam za muzyką, a teraz nie nadążam.
Jarek: Ja też nie nadążam, choć się staram. Ale też nie wkręcam się w to, że coś mi umyka. To jest normalne, że nie nadążasz. Ważne jest to, żeby to nie ciągnęło cię w dół.
Ja się boję, że coś ważnego przegapię.
Romek: Pogódź się z tym!
Jarek: Takie klasyczne FOMO?
Romek: Pomyśl, że usłyszysz 0,01 % tego, co jest wydawane. Nie ma opcji, żeby czegoś nie przegapić.
A Wy jak się czujecie jako jeden z tysięcy zespołów, które muszą znaleźć sposób, żeby dotrzeć do słuchacza, bo on sam może go przegapić?
Jarek: Kurczę, nie wiem. Mamy świadomość, jak dużo jest zespołów i to dobrych zespołów. Dla mnie to tworzy taką sytuację, że jeszcze bardziej doceniamy fakt, że ludzie przychodzą na nasze koncerty i wybierają sobie nasze piosenki. To jest bardzo budujące, że one trafiają do konkretnych osób. Tym bardziej, że nie zawsze tak było, więc naprawdę to doceniamy, że spośród tysięcy piosenek ktoś słucha akurat naszej.
Na „Nowym popie” silnie zaznaczony jest wątek ekologiczny. Jesteście optymistami czy pesymistami jeśli chodzi o naszą przyszłość?
Jarek: Dobre pytanie. Ogólnie z natury widzimy raczej szklankę do połowy pełną. Patrzymy na świat pełni nadziei, ale też mamy świadomość jak pewne rzeczy wyglądają. I jak wszyscy czujemy się wobec nich bezradni. Robimy małe rzeczy, ale mamy świadomość, że to jest małe C. Ta przyszłość zależy w pewnym stopniu od nas i fajnie, że ten temat coraz częściej pojawia się w piosenkach czy rozmowach. Suma tych wszystkich dyskusji, które się toczą daje pewną nadzieję. Ale jak będzie? Nie wiem. Mam nadzieję, że jest dla nas szansa.
Romek: Ogólnie sami sporo rozmawiamy o tym wewnątrz i zastanawiamy się jaka forma przekazu jest odpowiednia. Myślę, że ton moralizatorski nie jest najlepszym wyjściem, bardziej przydałby się taki wyśrodkowany ton, niedepresyjny. Może nawet taki jak w „Lasach Prywatnych”, gdzie muzyka jest bardzo reckless i przez to ta piosenka nie jest jak wielki palec moralizatora mówiący co robić a czego nie. A przekaz zostaje w głowie.
Jarek: Myślę, że udaje nam się unikać moralizatorstwa w naszych piosenkach. Nie chcę być odbierany jako ktoś, kto wie coś więcej. Te teksty są obserwacją, a nie oceną. To, że ktoś uzna, że wiem lepiej, jest ostatnią rzeczą, której bym chciał.
W ubiegłym tygodniu wyszłam do sklepu po płatki owsiane, a wróciłam z dwiema parami butów i trzema płytami. Stojąc w kolejce miałam w głowie głos Jarka z „Americano”, że „dwudziesta piąta para butów jest mi niepotrzebna”.
Jarek: Ale Ewa, to ja, ja nie oceniam (śmiech)
I na „Kreszu”, i na „Nowym popie” cytujecie klasyków polskiej piosenki, ale mam wrażenie, że na tych płytach jest tyle celnych wersów, że za jakiś czas sami będziecie cytowani jako klasycy.
Jarek: To bardzo miłe, jeśli tak będzie. Zobaczymy za dwadzieścia lat.
Widzicie siebie na scenie za dwadzieścia lat?
Jarek: Fajnie byłoby mieć zajawę i takie aktualne oko na świat, chociaż zdaję sobie sprawę, że może być to trudne. Czasem patrzymy na różnych artystów, którzy są na scenie od lat i trochę nie kleją już rzeczywistości i tekstowo, i muzycznie. Często się zastanawiamy, czy my też tak będziemy mieli.
Romek: What went wrong?
Jarek: Dokładnie, co poszło nie tak? Jak to się stało, że są artyści, którzy dwie/trzy dekady temu pisali fajne tracki, a teraz się niezupdate’owali. Są też tacy, którzy od lat są aktualni, jak chłopaki z Tworzywa. Tworzą już bardzo długo i potrafią zachować świeżość zarówno w kwestiach muzycznych i obserwacji świata. Bardzo wierzymy w taką wersję zdarzeń, że my też się nie odkleimy (śmiech).
Romek: Niektóre zespoły przypominają mi stare wesołe miasteczko, gdzie wszystko się rozpada, mol to zjada, ale jednak sprzedają bilety. Niektóre zespoły tak właśnie kończą, więc trzeba robić update systemu.
Jarek: Yannis Philippakis z Foals mówił w jakimś wywiadzie, że za każdym razem, gdy powstaje zespół, we wszechświecie jest już wymierzona kulka, która leci w ten zespół. Niektórzy dostają nią po miesiącu, inni po dwudziestu latach, ale generalnie los jest z góry przesądzony. Więc zadaniem zespołu jest unikać kulki jak najdłużej, więc generalnie dbamy o to, aby jej unikać (śmiech), nie wiem co innego mielibyśmy robić poza muzyką.
Fot. Jakub Jakobiszyn