Moi ulubieni przedstawiciele frakcji “jeden plus jeden równa się więcej niż dwa” wracają z płytą “Burza” – jak zawsze emocjonalną, piękną, ale nieco inną niż ich dotychczasowa twórczość. I dzięki temu mamy kolejną mocną kandydatkę do czołówki płyt roku.
Czym jest dla was odwaga?
Pola: Myślę, że to jest robienie rzeczy pomimo wielkiego lęku przed ich zrobieniem.
Czy odwagą jest rozpoczęcie płyty od piosenki o tytule „Mój biust tęskni za Tobą”?
Pola: Czy ja wiem? W dzisiejszym świecie, szczególnie w dziedzinie sztuki, ciężko byłoby znaleźć coś, co mogłoby być kontrowersyjne. Może to bardziej kwestia kontekstu, który osadza daną rzecz, sytuację, sprawiając, że coś staje się aktem odwagi.
Pola, mówisz o sobie, że jesteś chodzącą emocją. A czy takie odsłanianie się w piosenkach jest dla ciebie odwagą? Czy to właśnie wiąże się, tak jak powiedziałaś, z przełamywaniem lęku?
Pola: Na pewno coś w tym jest. Opowiadając o najskrytszych emocjach, które mi towarzyszą, wystawiam się na publiczną ocenę i odsłaniam to swoje przysłowiowe miękkie podbrzusze. Chociaż chyba im więcej piszę, tym mniej mnie to przeraża.
A czy spotkaliście się kiedyś z opinią, że wasza twórczość jest za bardzo emocjonalna, za dużo odsłania?
Pola: Póki co nie mieliśmy szansy skonfrontować naszej muzyki z wystarczająco dużą ilością osób, żeby spotkać się z jakąś większą krytyką lub tego rodzaju opiniami, choć wydaje mi się, że na pewnym etapie jest to nieuniknione. Tak czy siak – nie mam zamiaru przepraszać za sztukę, jaka ze mnie wychodzi. Jestem ok z tym, co ktoś powie czy napisze, i biorę pełną odpowiedzialność za to, że ktoś może uznać, że coś jest too much. Choć przypomniało mi się, że raz spotkaliśmy się z nietrafionym komentarzem dotyczącym utworu „Ciało”. Odbiorca żartując zasugerował, że doznaję rzekomej przemocy ze strony Adama. Zapytał, czy nie boję się tak wprost opowiadać o sytuacji personalnej między nami. To był zdecydowanie kiepski żart, ale na wszelki wypadek to zdementuję – nie o to chodzi.
Wasza twórczość od samego początku wiąże się z określonymi emocjami i pewną – powiem brzydko – formą, ale tym razem nieco poza nią wykraczacie. Zaskoczyła mnie gra Adama w „Burzy” i „Chodźmy do mnie”. Czyżby przypomniały się Twoje rockowe korzenie?
Adam: Faktycznie, raz na jakiś czas odczuwam potrzebę zagrania ostrzej, mocniej. Ja fantastycznie czuje się w drugim planie, interesuje mnie przestrzeń, spejs, tworzenie tła i pozostawanie w backgroundzie, ale pewnie nie byłbym sobą gdybym raz na jakiś czas nie użył fuzza.
Pola: „Chodźmy do mnie” zdecydowanie jest tym utworem, gdzie uaktywnił się intensywniejszy Adam. To super człowiek, to wielowymiarowa kreatura.
Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy w 2019 roku dla Uwolnij Muzykę, mówiliście, że prywatnie jesteście jak włoskie małżeństwo, ale na scenie jesteście idealnie zgrani. Minęło 5 lat – czy coś się zmieniło?
Pola: Mam wrażenie, że to się odwróciło. Prywatnie mamy super czas, świetny przelot, a artystycznie zaczynamy się mocno ścierać. Cała ta płyta powstawała w emocjach, we wrzeniu, iskrzeniu między nami. Nie mogliśmy się dogadać w wielu kwestiach. Jeśli chodzi o emocje między nami, to bywało czasem ostro.
Adam: Musieliśmy skorzystać z pomocy producentów, którzy pomogliby nam się dogadać. Potrzebowaliśmy trzeciej osoby, by ruszyć do przodu i na przykład przegłosować pewne pomysły.
Oczywiście to, że udaliśmy się do producentów, do Jurka Zagórskiego i Jerry’ego, czyli Jeremiasza Hendzla, wynikało także z tego, że oni mają ogromny warsztat producencki i wiedzę, których ja nie posiadam.
Pola: Chyba wyszło to na dobre, jeśli nie nam wszystkim, to przynajmniej tej płycie.
Adam, mówiłeś o producentach: czy też ważne było dla was to, że i Jeremiasz, i Jurek są również muzykami?
Adam: Myślę, że tak. Wiemy, jakie rzeczy oni czują artystycznie nie tylko z pozycji producenta, ale przede wszystkim z pozycji muzyka. Wybierając producentów „Burzy” szukaliśmy osób, które mogłyby nam pomóc w tym procesie z wielu stron.
Jako ostatnie przed premierą płyty ukazały się podwójne single: „Mów” i „Szczypię się w skórę”. Dosyć niespotykana sytuacja.
Pola: To efekt tego, że mieliśmy po kilka wersji tych piosenek i toczyliśmy niezłe boje o to, które z nich powinny trafić na album. Zupełnie naturalnie pojawił się więc pomysł, żeby nie ograniczać się do jednej wersji każdego utworu. Postanowiliśmy, że jedna z nich trafi na singiel, a druga na album. Ponadto mieliśmy poczucie, że za długo nic nie daliśmy ludziom, a jest grupka osób, które są wiernie przy nas i czekają na to, co nowe. Chcieliśmy dać im coś więcej, tak po prostu.
Pojawił się też pomysł, żeby po prostu pograć koncerty z tymi innymi wersjami. Inspirowaliśmy się też oldschoolem: na winylu jest strona A, strona B. Nasze podwójne single nawiązują do tego nośnika właśnie.
W „Mów” pojawia się Kathia, w „Szczypię się w skórę” Ofelia – zdradźcie trochę, jeśli możecie, kulis i kuchni tych współprac. Jak się pracuje z dziewczynami? W czym są podobne, a w czym różne? I w zasadzie dlaczego akurat one?
Pola: Dziewczyny mają podobną energię. Obydwie są otwarte i mocno emocjonalne. Zależało nam na tym, żeby zaprosić dwie kobiety, które mają łatwość do dzielenia się swoją emocjonalnością. Mam obecnie taki girlhood vibe, chcę otaczać się power kobietami, które grają na instrumentach, śpiewają, produkują. Może to jest jakaś misja? Bardzo chciałabym, żeby było więcej kobiet w muzyce, żeby nas zauważono.
Z Kathią spotkałyśmy się na Great September, byłyśmy na swoich koncertach, a potem wytworzyła się między nami zupełnie niesamowita energia. Miałam już wtedy pomysł na zaproszenie gościń do piosenek – żeby dodać im wartości, która zmieni też ich kontekst w naszych głowach. Kasia dostała piosenkę i powiedziała: „tak, robimy to, robimy bez dwóch zdań!”.
A Iga Krefft, czyli Ofelia… Dzięki niej i jej pierwszej płycie, która zrobiła na nas ogromne wrażenie, zaprosiliśmy do produkcji Jurka Zagórskiego. Nasze drogi przecinały się przy okazji różnych konkursów i koncertów. Tym razem po prostu do niej napisałam, a ona się od razu się zgodziła. Śmieję się, że ja sobie wymanifestowuję niektórych gości.
Wybaczcie mi to pytanie: Adam, co ty na to?
Adam: Bardzo lubię grać i pracować z kobietami. Ich wrażliwość i wyczulenie na inne niuanse, dla mnie jest to bardzo inspirujące.
Pola: Ale kobiety lubią też pracować z tobą. I nie tylko – wszystkie moje kumpelki uwielbiają, kiedy na przykład Adam jest w pobliżu i bardzo lubią sobie z nim gadać.
Adam: Tak, takie babskie wieczorki tylko ze mną (śmiech).
W tytule pierwszej płyty była mżawka, teraz burza. Co wy macie z tym deszczem?
Pola: To jest bardzo ciekawe, bo zauważyłam to dopiero po fakcie, gdy zdecydowaliśmy, że “Burza” będzie nosiła właśnie ten tytuł. To zupełny przypadek. Może jesteśmy meteopatami, że stany pogodowe bardzo na nas wpływają? Ja lubię słońce, a Adam uwielbia taką posępną, norweską, zamgloną pogodę. Bo wtedy mu się najlepiej tworzy…
Adam: Dlaczego norweską? To jest polska pogoda.
Pola: Może to zupełnie podświadomy element, który jakoś stymuluje nas do pisania i ma wpływ na klimat muzyki, którą tworzymy. W Wielkiej Brytanii jest podobnie i stamtąd pochodzą Radiohead, Portishead. W Polsce też mamy taki melancholijny vibe. Może te deszczowo-posępne anturaże są zapisane w naszym DNA.
Adam: Jest to dla nas naturalne do tego stopnia, że nawet zupełnie pozaintencjonalnie nazwaliśmy nasze płyty w ten sposób.
Pozwólcie, że jeszcze na koniec wrócę do naszej pierwszej rozmowy. Adam, mówiłeś wtedy, że twoim marzeniem jest grać wyprzedane koncerty. To się spełniło przy okazji niedawnej trasy „Cisza przed burzą”. Jakie marzenia macie teraz?
Adam: Teraz chciałbym dalej grać wyprzedane koncerty, tylko jeszcze większe.
Pola: Trasa, o której wspomniałaś, była jedną z cudowniejszych rzeczy, jakie spotkały nas po powrocie do grania po pandemii. Wiadomo, że to jest proces – powolny, żmudny, ale jednak to, że w ogóle mogliśmy spotkać się z osobami, które są blisko nas, że mogliśmy je poznać… Lubię mówić, że twórca ma silnik i bak na paliwo, które trzeba uzupełniać, bo się eksploatuje, i potrzebne są wydarzenia, które na nowo ci ten bak napełnią. I koncerty tej trasy były właśnie takimi wydarzeniami. Bardzo nas to uskrzydliło i napełniło nam bak.
Chciałabym, żeby tego było więcej, żebyśmy mogli konfrontować tę muzę na żywo z ludźmi, dzielić się emocjami, które są w tych utworach. I myślę, że w nas też. Granie tego materiału na żywo to zupełnie inny wymiar zderzenia się z tymi emocjami.
Adam: Koncerty trasy “Cisza przed burzą” były wspaniałym doświadczeniem i w sumie nie spodziewałem się, że się wyprzedadzą, że słuchacze będą chcieli tak głęboko wejść w nasz świat.
Pola: Dla mnie u artysty, u twórcy najważniejsze są zawsze emocje i odwaga do dzielenia się nimi – więc tak, wracając do początku naszej rozmowy jest to jakiś rodzaj odwagi – oraz chęć zaprezentowania swojego świata i zaproszenia ludzi do niego. To aspekt decydujący o tym, czy zostanę z danym artystą na dłużej. I u nas to się dzieje. Ludzie na tej trasie manifestowali wejście w nasz świat bardzo, bardzo namacalnie. Ubiorem, makijażem, stylem komunikacji. To są rzeczy zupełnie niesamowite. To nas nakręca. Jeśli udało nam się choćby w mikro skali, w małym stopniu, w tym naszym krótkim artystycznym życiu wytworzyć mikro świat, z którym ktoś ma ochotę się utożsamić, wejść w niego, być w nim, to właściwie nic piękniejszego zdarzyć się już nie może, a ja jestem spokojna i mam nadzieję, że na drodze do spełnienia.