Lider IAMX opowiada nam o rzadkich chwilach odsłaniania się i odpuszczania kontroli, o sztuce i kulturze masowej, o “Machinate” i syntezatorach. I w końcu o współczesnym świecie i przyszłości muzyki. (English version below)
Przy okazji premiery akustycznej płyty “Echo, Echo” mówiłeś, że proces tworzenia piosenek rozpoczynasz od gitary akustycznej lub fortepianu. Ciężko to sobie wyobrazić słuchając “Machinate”. Ty i syntezatory – czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? (Lub usłyszenia?)
IAMX zawsze było tańcem pomiędzy tradycją a technologią. Nie uważam “Machinate” za normalny album IAMX. To był eksperyment, który miał swój początek w spontanicznych występach z syntezatorami modularnymi i rozwinął się do rozmiarów płyty. Jestem w momencie, kiedy mam cholernie dość słyszenia swoich własnych słów i głosu, i „songwritingu”. Muszę zanurzyć się w coś dzikiego i abstrakcyjnego. I to było to.
Tworzenie z pomocą technologii uspokaja mnie. Jest w nim mniej głęboko emocjonalnego i niespokojnego myślenia; prowadzą mnie syntezatory. Stałem się dla nich naczyniem. Przemawiają przez mnie, dzięki czemu na trochę mogę odłożyć na bok swoje ego.
“Machinate” jest bardziej eksperymentalny niż Twoje pozostałe albumy. Jest jak młodsza siostra „Unfall”, ale wciąż nie jest głównym nurtem w Twojej twórczości. Skąd bierze się u Ciebie potrzeba tworzenia mniej piosenkowej sztuki?
Muzyka, której słuchałem, gdy dorastałem, była bardzo różnorodna. Mama podsuwała mi te wszystkie proste, ale piękne dźwięki z lat 50., jak The Platters and Roya Orbisona, a nawet Elvisa. Brzmiały tak dramatycznie i dynamicznie. I dla mnie wciąż tak brzmią.
Dosyć wcześnie te fascynacje zostały zrównoważone przez mojego wujka, który pokazywał mi ówczesnych artystów jak David Sylvian. Miałem siedem lat, gdy słuchałem piosenek jak „Forbidden Colours” czy „Nostalgia”. Kiedy byłem nastolatkiem i zacząłem uczyć się produkcji i technologii muzycznej, zakochałem się we wszystkich gatunkach muzyki. Było ich zbyt wiele, by je wymieniać. Więc mój umysł stał się tyglem. Czasem męczę się nad prostą piosenką złożoną z trzech akordów, czasem idę pod prąd i robię coś odmiennego z technologią i produkcją. Myślę że sedno IAMX leży na przecięciu tych wszystkich wpływów.
Cześć utworów z “Machinate” powstała podczas sesji w lockdownie. Czy myślisz, że te dwa lata zmieniły nas nieodwracalnie – i muzyków, i słuchaczy?
Od lat czułem, że nadchodzi potężna zmiana. Dla muzyków to było jak spacer po linie. Miałem szczęście, byłem w stanie zaadoptować się, ale szybkość zmian i mentalność „wszystko za darmo” zmiażdżą sztukę na ogromną skalę. Covid tylko przyśpieszył ten proces. To szybka droga do zapomnienia o muzyce.
Z mniej cynicznego punktu widzenia, to może być iskrą do czegoś niezwykłego. Mam nadzieję, że dzięki temu przegrupujemy się w bardziej trwałe i żywotne społeczności. Ten czas może skutkować stworzeniem niszowych rynków, bo ludzie zdadzą sobie sprawę z autokracji wielkich graczy. Te wszystkie platformy obiecywały zmiany na lepsze, a spowodowały, że artystom ciężej jest przetrwać. Okręcili nas sobie wokół palca i sprzedali kolejną iluzję – jak zawsze. Koniec końców z komercyjnej strony Spotify czy sztuczna inteligencja nakarmią masy tym, czegokolwiek one potrzebują i sztuka w dawnym jej rozumieniu nie będzie potrzebna.
Szczerze, sztuka masowa mnie nie obchodzi. Nigdy nie obchodziła.
Covid zabił też koncerty; tak wielu kreatywnych ludzi musiało się z tym pogodzić. W ciężkich czasach sztuka jest ostatnim, o co się dba. Ironia i sprzeczność polega na tym, że sztuka jest bardzo cenna dla ludzi, którzy przezywają trudności, a jednak współczesny świat pozbawił ją wartości.
Czy jesteś w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość muzyki?
Pracuję nad tym. Trendy zmieniają się z miesiąca na miesiąc. Na ten moment jedynym niezmiennym i niezastąpionym aspektem sztuki jest indywidualny przekaz i koncerty. Przyszłość jawi mi się jako pełna komercyjnych śmieci produkowanych przez Spotify. Niewielkie projekty, jak IAMX, będące zawsze na granicy poddania się, mają niesamowicie wspierającą publiczność, która nigdy na to nie pozwoli.
Myślę, że muzyka, tak jak polityka, podzieli się na frakcje. Mam nadzieję, że z korzyścią dla niej.
“Buy fuck die” mogłoby być najkrótszym opisem współczesnego świata. Przypomina mi “The Background Noise” – żyjemy nie kwestionując niczego.
Dokładnie. Wszędzie są pieprzone zombie. Lunatykują przez życie ku niepamięci. Pustka ich zdobyczy i małość ego. Życie jest tak krótkie i nieprzytomnie piękne, jak ktokolwiek może tego nie dostrzegać? Zwierzęta, natura, wszechświat.
Myślę, że sztuka czasem może dać im wskazówkę.
Mówisz otwarcie o zdrowiu psychicznym. Czy sztuka może być pomocna w przezwyciężaniu osobistych problemów?
Czasem tak, czasem nie.
Ważne, by posiąść umiejętność rozpoznania, jak i kiedy jej używać. Kiedy pozwolić dać jej się ponieść, a kiedy zignorować. Dla mnie sztuka jest ściśle związana ze zdrowiem psychicznym. Sztuka jest jego odzwierciedleniem.
W swoim życiu używałem sztuki, by oddać trudne stany umysłu i to był terapeutyczny proces. Ale w czasach, gdy byłem bardziej spokojny i stabilny, tworzenie muzyki sprawiało, że czułem się gorzej. Intensywność emocji może być destabilizująca, ale czasem to właśnie jest potrzebne, żeby pójść dalej. Jeśli jesteś twórcą, sztuka działa w dwie strony.
Płyta jest jak przebrany dramatyczny pamiętnik zdrowia psychicznego. To, czego nie możesz wyrazić słowami, przejawia się w muzyce, w bardziej pierwotnej formie.
Co znaczy dla Ciebie być artystą?
To najlepszy, najbardziej autentyczny i pełen znaczenia, sposób życia jaki poznałem do tej pory. To pomaganie sobie i innym.
Czy dzięki muzyce i sztuce poznałeś siebie lepiej?
O, tak. To było kluczowe. IAMX jest w zasadzie głęboką samoanalizą. Mogę słuchać swoich starych piosenek i czytać ich słowa – to genialny sposób na wykrycie wzorców, celów, czy opinii, o których zapomniałem, że je miałem lub wciąż je mam. Poznanie siebie to podróż na całe życie. Tworzenie muzyki może ją przyspieszyć.
Jesteś znany jako osoba, która chroni swoją prywatność i która lubi mieć wszystko pod kontrolą. Czy to nie stoi w sprzeczności z tym, co robisz co wieczór na scenie?
Moja prywatność wzięła się z lęku społecznego. Jako osoba w spektrum autyzmu mocno wczuwam się w wypowiadane słowa i mimikę rozmówcy. Interpretuje je cały czas, a to może być wykańczające.
Mam również radar wyłapujący próby wciskania kitu i czasem w towarzystwie mogę być odbierany jako zbyt „autentyczny” i „psychologicznie” nachalny. Zawsze szukam prawdziwej natury u drugiego człowieka.
Optymalnie jest być otoczonym ludźmi, który to rozumieją i których sam dobrze poznałem. W moim domu w Kalifornii budujemy pewnego rodzaju społeczność X zbudowaną z ludzi, którzy żyją i pracują z IAMX. Panuje tu pełna wolność ekspresji. Nie wychodzę z domu, więc muszę sprowadzić ludzi do siebie!
Tak, jestem control freakiem. Dużo czasu zajęło mi utrzymanie tej cechy na dobrym torze. Nie jestem z nią pogodzony w 100 procentach, ale to część mnie; część, która jest moim napędem i ma swoje znaczenie w procesie tworzenia.
Scena i prawdopodobnie seks – w tych dwóch sytuacjach mogę odpuścić samokontrolę. Zanurzyć się w głośną muzykę i energię tłumu. Być wyzwolonym. Wypuścić bestię. Szefa.
Ale zawsze muszę pamiętać, że gdy wrócimy do domu, to się skończy. To najtrudniejszy moment.
Wróćmy na koniec do przeszłości. Po raz pierwszy byłeś w Polsce ze Sneaker Pimps w 2001 roku. Supportowaliście wtedy Placebo w Warszawie – i od tego momentu i Ty, i Placebo jesteście ikonami dla polskich słuchaczy. Pamiętasz tamten wieczór?
Ha, zapomniałem, aż do teraz. Myślę, że moja miłość do polskiej publiczności narodziła się i uwarunkowała raz na zawsze tamtego wieczora. Pamiętam szaleństwo.
Dużo pożądania i mnóstwo imprez.
Pamiętam też Briana Molko biegającego gdzieś po balkonie podczas naszego koncertu. Wtedy wyłapywał go reflektor, potrzebował więcej uwagi, choć to my byliśmy na scenie.
***
By the release of “Echo, Echo” you were saying that you start process of creating a song with an acoustic guitar or a piano. Listening to “Machinate” it’s quite hard to imagine. You and the synths – was it love from the first sight? (or sound?)
IAMX has always been a dance between tradition and technology. I don’t consider “Machinate” a normal IAMX album. It was an experiment that started with spontaneous modular synth performances and developed into a real recording. There are times when I’m so damn sick of hearing my own words and voice and “songwriting” I need to dive into something abstract and wild. This was that.
This kind of creation through technology I find very calming. There’s less deep emotional turbulent thinking going on and the modular leads me. I become the vessel for it. It speaks through me which means I can put my ego to the side for a while.
“Machinate” is more experimental than your other albums. It’s like the younger sister of “Unfall”, but, I assume, still it is not a main tendency in your art. Where does this need to create more experimental and less song-like art come from?
The music I consumed when I was growing up was very diverse. My mom exposed me to all the old simple but beautiful 50s music like the Platters and Roy Orbison, even Elvis. Stuff like this felt so dramatic and vibrant. Still does to me now.
This was then offset pretty early by my weird uncle indoctrinating me with contemporary artists like David Sylvian. I was 7 years old listening to songs like “Forbidden Colors” or “Nostalgia”.
When I started learning more about the craft of production and music technology later in my teens I fell in love with all kinds of genres, too much music to name. So my mind just became a melting pot. Sometimes doubling down on very simple 3 chord songs and sometimes going oblique and left field with tech and production. I guess the centre of IAMX is where all these influences meet.
Some of the songs from “Machinate” were played during lockdown sessions. Do you think these two years changed us (listeners and musicians) and our perception of music irreversibly?
I have felt a massive change coming for years. It’s become a pure tightrope walk for musicians. I’ve been lucky and flexible and willing to adapt but the rate of change and the “everything for free” mentality will crush art on the large scale. Covid just accelerated this process. A fast track to musical oblivion.
From a less cynical viewpoint it could spark something incredible. I’m hoping it makes us regroup into smaller more sustainable and nourishing cliques. It could create a very healthy niche market as people realize the autocracy of the big platforms. All the platforms promised to make it better and just make it harder for artists to survive. They’ve spun and sold another illusion as they always do. Eventually on the commercial scale Spotify and AI will feed the masses with whatever they need I guess and old fashioned art won’t be required.
To be honest I don’t give a shit about mass culture, I never have.
Covid killed live shows too so many creatives had to move on. Hard times and art is always the last to be protected. The irony and contradiction is how precious art is to people in difficulty and how the modern world has grossly devalued it.
Are you able to imagine or predict how will the future of music look like?
I’m working on that. The indie model changes monthly. For now the only true unshakable irreplaceable aspects are the individual message and the live show. I see a future of commercial garbage probably produced by corporations like Spotify and boutique projects like IAMX that are always on the edge of giving up but have an incredible supportive loving audience that won’t allow it.
Just like politics I think music will fracture and diverge. Hopefully for the better.
“Buy fuck die” could be the shortest description of modern world. It reminds me of “The Background Noise” – we live and do things without questioning anything.
Indeed. Fucking zombies everywhere. Sleepwalking through life and into oblivion. The emptiness of their trophies and smallness of their egos.
Life is so short and overwhelmingly beautiful how can anyone not see the truth? Animals, nature, the universe.
Art sometimes gives them a glimpse I guess.
In your music you aim to speak openly about mental health. Do you think that art in general can be helpful in dealing with personal issues?
Sometimes yes, sometimes no.
It’s important to become skilled at knowing how and when to use it. When to allow it to flow into you and when to ignore it. I see it as totally intertwined with mental health . Art is a snapshot of mental health.
In my life I have used it to process difficult states of mind and it has been very therapeutic. But at times when I’ve been more stable and calm, making music has actually made me feel worse. The intensity of emotion can be destabilizing but it can also be exactly what is required to move on. It works both ways particularly if you are the creator.
An album is like a dressed up dramatic mental health diary. What you can’t express through words comes through the music in a more visceral primal form.
What does being an artist mean to you?
The best way I know so far of living an authentic and meaningful life. Helping others and helping myself.
Did you get to know yourself better being a musician / an artist?
Oh god yes. It’s been essential. IAMX in particular is a deep self analysis. I can listen to old songs and read lyrics and it’s a brilliant way to detect patterns and goals and opinions I forget I had or still have. Knowing yourself is a lifelong journey. Making music can speed it up.
You are known as a very private person and a kind of a control freak. Doesn’t it stand in opposition with standing on stage every night?
My privacy is born out of being socially anxious. As an autist on the spectrum I read intensely into peoples words and facial expressions. I interpret deeply all the time and this can be exhausting.
I also have a brutal bullshit radar and can be sometimes too “authentic” and “psychologically pushy” in groups. Always searching for a person’s true nature.
The sweet spot is to be surrounded by people that get this and I have got to know over time. At my home here in California we are building a kind of X community, bringing together people that live and work with IAMX. Full freedom of expression. I don’t go out so I need to bring people here!
I am a control freak, yes. It’s been a long journey keeping this trait in a good place. It’s not something I am 100 percent comfortable with but it is part of me and my drive and it has its use in creation. Stage and possibly sex are the only two places I can relinquish this self control. Immerse myself in the loud music and the energy of the crowd. Become liberated. Release the beast. The Bossman.
But I always have to remember the feeling ends and we all go home. That’s the hard part.
Let’s go back to past at the end. You were in Poland for the first time in 2001 with Sneaker Pimps. You supported Placebo in Warsaw – from that moment on both of you became legends for the polish listeners. Do you remember that night?
Ha, I had forgotten until now! I think my own love of the Polish audience was realized and set in stone that night. I remember insanity.
Lots of lust and lots of parties.
I also remember Brian running across a balcony somewhere with a bright light on him because he needed more attention when we were on stage.
Fot.: materiały prasowe