Zdjęcia dzięki uprzejmości Tomka Szudrowicza (polubcie jego stronę tu: https://www.facebook.com/wywolane i tu: https://www.instagram.com/wywolane/). Dzięki Tomek!
Kiedy dotarłam do A2 na scenie grały już Queen Margot. Podobno królowa jest tylko jedna, ale po co jedna, skoro można mieć cztery? Dziewczyny wyssały rock’n’roll chyba z mlekiem matek, bo mimo stosunkowo jeszcze niewielkiego doświadczenia (na koncie mają kilka singli), nad sceną unosiła się gęsta, namacalna energia i emocje. Przede wszystkim złość, tak często zakazywana, zagłaskiwana, nie dopuszczana do głosu. A to ze złości rodzą się wszelkie rewolucje – i tego Wam życzę: rewolucji w postrzeganiu kobiet na scenie, rewolucji w obalaniu stereotypów. I oczywiście jeszcze więcej świetnej muzyki! Aha, jak dziewczyny zagrają cover, to czapki z głów. We Wrocławiu zagrały „Killing in the Name” Rage Against the Machine. I pamiętajcie: kto nie skacze, będzie gruby.




























Zaraz po Queen Margot sceną zawładnęli Sick Saints. Pozory mylą, bo choć wyglądali jak blackmetalowcy z Norwegii, okazali się mieć bardzo dużo dystansu do siebie. Krakowianie, jak sami mówią, „zapraszają do swojego chorego królestwa”, w którym grają „brutal glam”. Jest więc i trochę krwi, i trochę brokatu, co kto lubi. Koniec końców była dobra zabawa, nóżki chodziły, włosy fruwały. Sick Saints zagrali materiał z ubiegłorocznej epki oraz… cover „Born this Way” Lady Gagi. A jeśli chciałabyś/ chciałbyś być frontmanem z prawdziwego zdarzenia podpatruj Mighty Mike’a, który w Sick Saints gra na gitarze.






















Trudno w to uwierzyć, ale to był mój pierwszy raz z Nocnym Kochankiem. Z nabitego do ostatniego miejsca A2 (fajnie widzieć przed koncertem polskiego wykonawcy – niekoniecznie tego z mainstreamu – kartki z napisem „odkupię bilet”) wyszłam jako fanka. Przede wszystkim fanka świetnego show. Na co ci Rammstein skoro masz Nocnego Kochanka? Był hewi metal, piekielne ognie i „na przodzie ten subtelny śpiew jak w RMFie” Krzyśka Sokołowskiego. Był „Poniedziałek” (chociaż bardziej pasowałby „Piątunio”) był i „Diabeł z piekła” oraz „Czarna czerń”. Wybrzmiała też najnowsza piosenka Kochanka, „Dariusz”, będąca odpowiedzią na skargę pana Dariusza, który po koncercie na Dniach Ursynowa zarzucił grupie m.in. używanie wulgaryzmów i homofobię. Co na to zespół? W charakterystyczny dla siebie sposób zapewnia, że teraz już na pewno wszystko się zmieni.
Poprzedniego dnia Kazon (gitarzysta Robert Kazanowski) miał urodziny, więc na scenie we Wrocławiu zdmuchiwał świeczki. A w zamian za odśpiewane „Sto lat”… pokazał cztery litery, o co prosiła się sama publiczność od samego początku. I to uchwycił także Tomek na zdjęciach (sprawdźcie poniżej). A potem ganiał wokalistę po całej scenie, a Sokołowski wybuchał co chwilę śmiechem, zamiast śpiewać. Zdrajcy metalu, po trzykroć zdrajcy.
I tak minęły niemal dwie godziny. Zabrzmiał jeszcze „Andżej” i oczywiście „Dziewczyna z kebabem”. „Konia na białym rycerzu” pomógł zaśpiewać chłopak z publiczności, uczeń katolickiej szkoły, który tego dnia dostał naganę za to, że na mszę przyszedł w koszulce Iron Maiden. Były też rekwizyty.
Hewi metal pany!































